Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Kto grozi Europie

Paweł Lisicki

Donald Tusk zabrał głos w sprawie przyszłości UE. A właściwie nie tyle zabrał głos, ile zakrzyknął: wysłał list do 27 przywódców państw Unii i ostrzegł przed Donaldem Trumpem, nowym prezydentem USA. Obok masy sloganów i typowej unijnej nowomowy pojawiły się tam stwierdzenia mocniejsze – takie, które w ustach przewodniczącego Rady Europejskiej mogą zaskakiwać.

Były polski premier najpierw stwierdził, że „niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej czynią naszą przyszłość w wysokim stopniu nieprzewidywalną”. Następnie zaś dodał, że „po raz pierwszy w naszej historii coraz bardziej wielobiegunowy świat zewnętrzny staje się jawnie antyeuropejski lub – w najlepszym wypadku – eurosceptyczny. Szczególnie zmiana w Waszyngtonie stawia Unię Europejską w trudnej sytuacji; nowa administracja zdaje się kwestionować ostatnie 70 lat amerykańskiej polityki zagranicznej”. Nic dziwnego, że takie słowa musiały wywołać reakcję. BBC wprost napisało, że „Tusk widzi Trumpa jako zagrożenie dla Europy”, a portal Politico uznał, że „Tusk potępił »niepokojące deklaracje« administracji amerykańskiej”. Ten list, który miał służyć obronie UE i który dlatego spotkał się z uznaniem dużej części lewicowych elit – tak polityków, jak publicystów – jak w soczewce pokazuje wszystkie problemy i słabości obecnej Unii.

Po pierwsze, o ile wiadomo, kto wybrał Trumpa na prezydenta USA, a byli to amerykańscy wyborcy, o tyle nie jest jasne, w jaki sposób i dlaczego został wybrany Tusk. Z pewnością nie wygrał w żadnych powszechnych europejskich wyborach. Nie ma też realnego mandatu do zabierania głosu w imieniu mieszkańców Europy. Jest po prostu sekretarzem i organizatorem prac szefów państw, szumnie nazywanym prezydentem Europy. Tak jak Unia jest fikcyjnie jednym państwem, tak Tusk jest jej fikcyjnym szefem. To, że napisał list, który może sprawiać wrażenie, jakby faktycznie występował do liderów Unii jak równy do równych, jest zatem wyłącznie działaniem teatralnym. Być może pozwoli mu jeszcze raz zdobyć mandat na kolejne dwa i pół roku, jednak na pewno ani ten list, ani żadne inne działania nie zmienią tego, że Tusk liderem Unii nie jest.

Mniejsza jednak o to. Ważniejsze jest co innego, a mianowicie treść. Próbując zdobyć sympatię europejskich przywódców, Tusk pisze tak, jakby głównym problemem Unii było postępowanie nowej administracji w Waszyngtonie. Nie tylko faktycznie atakuje jedynego prawdziwego gwaranta europejskiego bezpieczeństwa, czyli właśnie Trumpa, lecz także – gorzej – nie potrafi ani nie chce dostrzec realnych przyczyn kryzysu Unii. Czy to Donald Trump doprowadził do Brexitu czy nieudolność i dążenie do poszerzenia kompetencji brukselskich urzędników, z Tuskiem na czele? Albo jeszcze ważniejsze pytanie: Czy źródłem obecnych problemów i katastrofy unijnej polityki imigracyjnej jest Trump czy sama Bruksela? Próba przerzucenia na nowego prezydenta USA odpowiedzialności wydaje się dość dziwaczna. To przecież Tusk, Angela Merkel i Franćois Hollande odpowiadają za absurdalną i niebezpieczną politykę otwierania granic Europy przed setkami tysięcy muzułmańskich przybyszów. To oni nie dopełnili podstawowego obowiązku ochrony granic Europy!

List Tuska jest kolejnym dowodem oderwania się europejskich elit od rzeczywistości. Jest też niepokojącym znakiem, że właśnie takie oderwanie wciąż może zapewnić sukces. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań