Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Sztuka skutecznej gry

Paweł Lisicki

Przyzwyczaiłem się do tego, żeby na uprawianą przez PiS politykę zagraniczną patrzeć sceptycznie. Jeśli szukałem przymiotników, które mogłyby ją opisać, to przychodziły mi do głowy takie słowa jak: „prosta” czy „wyrazista”, a może nawet niekiedy „toporna”. To, co wydawało się bowiem cechą charakterystyczną retoryki obozu rządzącego, to mocne przekonanie co do swoich racji i wiara w to, że skuteczność działań polega na głośnym i stanowczym ich deklarowaniu. Im dobitniej i bardziej jednoznacznie przedstawi się własne zdanie, tym lepiej. Przekonanie o moralnej racji i gotowość do jej głoszenia innym zdawało się uchodzić za najlepsze narzędzie walki o polskie interesy. Pora jednak, żebym nieco zmienił zdanie. To, co PiS – niezależnie od tego, kto jest faktycznym autorem lub autorami całego pomysłu – pokazał, wywołując debatę nad kandydaturą Jacka Saryusz-Wolskiego na przewodniczącego Rady Europejskiej, który mógłby zastąpić Donalda Tuska, to majstersztyk. Nagle okazało się, że polscy politycy potrafią grać. Że wiedzą, iż swoje cele można osiągać metodami subtelnymi. To, że faktyczne szanse Jacka Saryusz-Wolskiego na objęcie stanowiska są niewielkie, nie ma tu znaczenia. Sama dyskusja o jego kandydaturze jest sukcesem PiS.

Po pierwsze, polskiej opinii publicznej mógł pokazać, że sprzeciw wobec Donalda Tuska nie oznacza rezygnacji z forsowania polskich kandydatów. Czym innym jest prosty sprzeciw wobec Tuska, który można było uznać za przejaw małostkowości, zapiekłości i żądzy zemsty, a czym innym znalezienie innego, lepszego kandydata. Po drugie, pojawienie się kandydata związanego od lat z Platformą Obywatelską, zastępcy szefa Europejskiej Partii Ludowej, sugeruje, że PiS nie kieruje się wyłącznie egoizmem partyjnym. Znacznie łatwiej byłoby przecież namówić do gry kogoś z własnych szeregów. Po trzecie, Saryusz- -Wolski – co przyznają nawet jego przeciwnicy – jest politykiem kompetentnym, od lat zaangażowanym w sprawy europejskie, walczącym skutecznie o realizację polskich interesów.

Dlatego – i to jest już sukces nie tylko medialny, nie tylko w odniesieniu do polskiej opinii publicznej – dyskusja o kandydaturze Saryusz-Wolskiego jest wyzwaniem rzuconym wielkim unijnym graczom. Zakwestionowaniem zasady, zgodnie z którą szef Rady Europejskiej, tzw. prezydent Unii, zostaje namaszczony i wyznaczony przez koncert wielkich mocarstw, w drodze zakulisowych, niejasnych i niedających się tak naprawdę ocenić negocjacji. Dzięki poruszeniu kwestii kandydatury Saryusz-Wolskiego ów niedemokratyczny, uznaniowy tajemniczy system wyboru nagle zostaje ujawniony i publicznie zakwestionowany.

Powtarzam, nie zmienia to faktu, że Donald Tusk najprawdopodobniej pozostanie na stanowisku. Nie ma tu nic do rzeczy też to, że nie wiadomo, czy Saryusz-Wolski będzie kandydatem w sensie formalnym – na razie ani on sam, ani politycy PiS tego nie potwierdzają. Tyle że nawet jeśli obecnie liderzy większości państw Unii nie chcą dyskusji o nowej kandydaturze, to ona i tak się zaczęła. To zaś oznacza też, i to być może punkt najważniejszy, zmianę pozycji Polski w stosunku do innych graczy unijnych. Warszawa nie występuje już ani z pozycji ubogiego krewnego, którego rolą jest słuchać i miło się uśmiechać do mądrzejszych, ani niesfornego, zbuntowanego ucznia, który obnosi się z ranami i mniej lub bardziej wyimaginowanymi krzywdami. Polska potrafiła wprowadzić do debaty swój punkt widzenia. W przyszłości, kiedy znowu pojawią się kontrowersje, te państwa, które będą niezadowolone ze status quo, o tym nie zapomną, a Warszawa będzie dla nich punktem odniesienia. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań