Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Warto pamiętać o bohaterach

Paweł Lisicki

Przejrzałem kilka moich ostatnich szkiców do „Do Rzeczy” pisanych czy to przy okazji Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy i zauważyłem, że obraz świata i wiary, jaki się z nich wyłania, nie napawa, najdelikatniej to ujmując, optymizmem. Cóż, chciałbym inaczej pisać, inaczej postrzegać, ale fakty są takie, jakie są. Przyglądając się kolejnym działaniom papieża Franciszka, w coraz gorszy nastrój popadam i coraz ciemniejsze myśli w głowie mi się kłębią.

Żeby jednak nie występować ciągle w roli Kasandry, pomyślałem, że wykorzystam ten świąteczny felieton do przypomnienia pewnej postaci, wielkiej, wspaniałej. Szczęśliwie się złożyło, że od kilku miesięcy jest na polskim rynku dostępna książka zawierająca „Pisma więzienne” Tomasza More’a. Nie sposób po ludzku zrozumieć jego motywów. Dlaczego sprzeciwił się rozkazowi króla Henryka VIII? Dlaczego nie chciał złożyć przysięgi i tym samym przyznać, że władca jest głową Kościoła? Ze świeckiej perspektywy czyn jego jawi się jako przejaw absurdalnego oporu. Stracił przez to swój urząd, pozycję, przywileje, szanse jeszcze większej kariery, nadzieję na zbudowanie potężnego rodu. W ostateczności odmowa posłuszeństwa kosztowała go życie. Nie prowadził walki czynnej, nie spiskował, nie knuł za plecami króla, ba, gotów był nawet uznać prawo do dziedziczenia korony przez dzieci ze związku Henryka z nieszczęsną, jak miało się rychło okazać, Anną Boleyn. Królowi taka forma posłuszeństwa nie wystarczyła. Za wszelką cenę chciał zmusić More’a do publicznego aktu uznania swej władzy nad Kościołem. More trwał w uporze coraz bardziej osamotniony. Mimo że jeszcze kilka lat wcześniej wszyscy jak jeden mąż uważali wierność papiestwu za rzecz oczywistą, w wierności wytrwali tylko on i biskup Fisher. Tak: pod naciskiem króla, za namową reformatorów wszyscy pozostali porzucili Rzym, wszyscy znaleźli strategie przetrwania, wszyscy zracjonalizowali swą zdradę.

Książka zawiera m.in. listy More’a do ukochanej córki Małgorzaty, która długo i żarliwie próbowała namówić go do zmiany decyzji. Ten zaś wyjaśniał jej spokojnie, że gdyby ustąpił królowi i jawnie poświadczył nieprawdę – a do tego kłamstwa zachęcało go wielu możnych w królestwie – zaparłby się głosu sumienia. Lepsza śmierć niż zdrada sumienia, w którym More słyszał wyraźny nakaz Boga. Człowiek, który pozwolił złamać sobie sumienie, nigdzie już i nigdy prawdziwego spokoju nie znajdzie.

Spośród wielu poruszających fragmentów tej książki najbardziej utkwił mi w pamięci krótki opis odwiedzin trzech wysłanników króla, którzy przybyli przekonać More’a do zmiany stanowiska. Jeden z nich, późniejszy zausznik Henryka, lord Rich, nastawał na wszelkie sposoby na byłego kanclerza i próbował dowieść, że Parlament ma władzę ogłoszenia króla papieżem w jego królestwie. Na co More zadał mu proste pytanie: „[…] przypuśćmy, że Parlament wyda ustawę, iż Bóg nie ma być Bogiem; czyż wówczas, panie Rich, powiesz, że Bóg nie jest Bogiem?”. „Nie, sir – odparł – tego bym nie uczynił, gdyż żaden parlament nie ma władzy stanowienia takich praw”. „Tak samo – rzekł Tomasz More – żaden parlament nie może uczynić króla głową Kościoła”. Te słowa ostatecznie stały się podstawą oskarżenia o zdradę państwa, oskarżenia o działanie „złośliwe, zdradzieckie i za szatańskim poduszczeniem”. Warto pamiętać o takich bohaterach jak Tomasz More. Kto wie, czy cała historia świata nie istnieje właśnie po to, by od czasu do czasu nie pojawiały się właśnie takie dusze, ludzie wyzbyci strachu i egoizmu, gotowi raczej wybrać śmierć niż porzucenie Boga. Czy to nie jest powód do otuchy? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań