Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Poszukiwanie logiki

Paweł Llisicki

Mimo że rządzi wciąż jedna i ta sama formacja polityczna, to sytuacja potrafi się zmieniać – przepraszam za wytarty zwrot, ale pasuje – jak w kalejdoskopie. Źli okazują się dobrzy, a dobrzy źli. Kompetentni tracą stanowiska, a niekompetentni je zyskują. Do tej pory przyzwyczaiłem się, że takie ruchy wynikały ze zmiany formacji rządzącej. Wygląda na to, że dziś dokonują się w obrębie jednego obozu.

Swoistym przypieczętowaniem tej dziwności jest ciąg zdarzeń związany z odmówieniem, a potem przywróceniem dostępu do danych poufnych gen. Jarosławowi Kraszewskiemu. Otóż – jak poinformowały media – zarzuty stawiane generałowi przez byłego już szefa MON, Antoniego Macierewicza, oraz podległą mu wówczas Służbę Kontrwywiadu Wojskowego się nie potwierdziły i wojskowy odzyska dostęp do tajemnic. Patrzę na to i nic nie rozumiem.

Po pierwsze, nie wiem, jak zresztą pewnie niemal wszyscy, o co tak naprawdę chodziło i jakie to zarzuty postawiono generałowi. Wiem jedynie, że były szef MON i kierowany przez niego kontrwywiad sprawdzali informacje wiele miesięcy i kiedy ostatecznie generałowi dostęp odebrali, nie mieli wątpliwości, że postąpili słusznie. Tuż po swoim odwołaniu Antoni Macierewicz twierdził, że generał na zaufanie nie zasługuje. W piątek dodał równie mocno, że fakty są bezsporne i generał dostępu mieć nie powinien! O co tu chodzi?

Być może Antoni Macierewicz ma rację, generał na dostęp nie zasługuje, a to, że go otrzymał, a co za tym idzie – uzyskał wpływ na politykę kadrową w polskim wojsku – jest przykładem, używając języka odwołanego ministra, skrajnego naruszenia bezpośrednich interesów państwa. Wynikałoby jednak z tego, że po stronie złych mocy stoi już nie tylko prezydent Andrzej Duda, lecz także nowy minister Mariusz Błaszczak wraz ze wspierającym go premierem Mateuszem Morawieckim i liderem całego obozu Jarosławem Kaczyńskim. Dosyć trudno w to uwierzyć.

Jednak skoro nie, to może zatem jest tak, że wbrew sugestiom i twierdzeniom Antoniego Macierewicza zebrane przez podległy mu kontrwywiad materiały wcale generała mocno nie obciążały. Znowu zostają dwie możliwości: albo służby i odpowiedzialny za ich działanie minister wykazali się przesadną gorliwością oraz dopuścili się błędów w ocenie faktów, albo, druga możliwość, celowo i świadomie tak interpretowali fakty, aby politycznie ustrzelić generała, a przez to uderzyć w prezydenta. W pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z niekompetencją, w drugim ze świadomym wykorzystaniem służb do walki o wpływy polityczne. Które rozstrzygnięcie jest prawdziwe, nie wiem.

Wiem jednak, że ta decyzja rzuca na pewno cień na wiarygodność innych ustaleń ministra. Jeśli minister i wyspecjalizowane służby tak bardzo się myliły przy ocenie materiałów dotyczących gen. Kraszewskiego, to jaką mogę mieć pewność, że ten sam minister rzetelnie oraz bezstronnie bada inne sprawy, w tym najważniejszą dla dużej części wyborców PiS kwestię katastrofy smoleńskiej? Jeśli minister nie miał wątpliwości w sprawie generała, a nie miał, i okazało się, że się pomylił lub celowo wprowadzał nas w błąd, to trudno zrozumieć powierzenie mu szefostwa państwowej podkomisji badającej katastrofę. Nic tu zatem do siebie nie pasuje i się nie zgadza. Chyba że decyzja dotycząca generała jest pierwszym krokiem do odsunięcia byłego ministra również od kierowania podkomisją. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań