Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

System zorganizowanej hipokryzji 

Paweł Lisicki

Ile właściwie powinien zarabiać urzędnik państwowy? Nie mam wątpliwości, że większość Polaków odpowie, że jak najmniej. A skoro wyborcy tak uważają, to cóż, trzeba ich słuchać. I dlatego od miesięcy, a właściwie od lat, trwa dosyć dziwaczny kabaret hipokryzji. Władze udają, że zarabiają mało, a opinia publiczna przy każdej okazji oburza się na zbyt kosztowne utrzymanie polityków.

Oczywiście teoretycznie powinno to wyglądać inaczej. Teoretycznie praca w administracji państwowej powinna przyciągać do siebie największych fachowców i specjalistów. Przecież to właśnie urzędnicy wyższego i średniego szczebla stanowią swoisty kościec każdej władzy. To oni podejmują masę kluczowych decyzji, to od ich sprawności zależy wydolność systemu państwa. Jednak skoro wyborcom mogłoby się to nie spodobać… to sprawy załatwia się inaczej.

Możliwości są różne. Jeśli pensja jest stosunkowo niska, to wymyśla się system nagród. Tyle że – jak wskazuje sama nazwa – nagroda powinna być za coś. Nagrodę dostaje się za szczególne osiągnięcia i z natury rzeczy powinna być ona czymś rzadkim. W przypadku administracji rządowej nagroda jest za nic i stanowi coraz częściej zwykłą oraz stałą część pensji. I tak to, co miało stanowić formę naprawienia systemu – zbyt niskie zarobki w administracji odstraszały młodych i zdolnych, dlatego wymyślono system nagród – jeszcze go w oczach opinii publicznej pogorszyło.

Innym sposobem dorobienia się jest przeskoczenie z administracji rządowej do zarządów lub rad nadzorczych spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa. Doskonałym przykładem jest kariera Małgorzaty Sadurskiej, która przechodząc ze stanowiska szefowej Kancelarii Prezydenta do zarządu PZU, zaczęła zarabiać miesięcznie kilka razy więcej. Jak doniosły media, w pół roku zarobiła niemal pół miliona złotych. Prosty obserwator musi zauważyć, że coś się tu nie zgadza. W jaki sposób wycena czyichś kompetencji może z dnia na dzień wzrosnąć dziesięciokrotnie? I jak to możliwe, żeby członek zarządu spółki Skarbu Państwa zarabiał kilka razy więcej, a może nawet kilkanaście razy, niż desygnujący go na to stanowisko premier czy minister? Ba, wielokrotnie więcej niż prezydent, który jest głową państwa. Jak to ma się do kompetencji? Nie wiadomo. Tych dziwacznych proporcji nie zmienia fakt dodatkowych przywilejów związanych z władzą.

Zmiany, awanse, kariery czy degradacje są efektem walki o wpływy różnych mniej i bardziej sformalizowanych frakcji politycznych. W ten sposób wytwarza się swoisty system powiązań, przypominający nieco starożytny Rzym, gdzie każdy patron gromadzi wokół siebie grupę klientów. On idzie w górę, idą i oni. On spada, tracą stanowiska i oni.

W

szystko to jest dość niejasne i nieczytelne. Pewne jest natomiast, że cały system jest postawiony na głowie. I nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Opinia publiczna na wszelki wypadek jest przeciw każdej podwyżce dla urzędników, a ci starają się, jak mogą, obejść różne formalne ograniczenia. Trwa więc nieustanna zabawa w ciuciubabkę. Szkoda, że do tej pory nikt nie potrafił tego systemu naprawdę zmienić.

PS Nie chciałem pisać osobnego tekstu o wyczynach muzeum POLIN, które to wśród przykładów współczesnego antysemityzmu umieściło m.in. wpis Rafała A. Ziemkiewicza i fragment artykułu „Do Rzeczy” o Zygmuncie Baumanie. Później, w czasie jednego z wygłoszonych tam wykładów, okazało się, że antysemicką retoryką posługuje się też Jarosław Kaczyński. Obsesja, jak widać, ma się w Polsce doskonale. Zastanawiam się jedynie, jak to możliwe, żeby za pieniądze polskiego podatnika utrzymywać instytucję, która coraz śmielej propaguje holokaustianizm w stanie czystym. Kto nie z nami, ten jest antysemitą, i basta. Rozumiem, że to kolejny przykład dialektycznej walki o polską pamięć, toczonej przez obecne władze: wspieramy tych, którzy nam szkodzą. Oby tak dalej! © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań