Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Czytajmy Franciszka 

Paweł Lisicki

Co się dzieje w Watykanie? Na tak postawione pytanie nigdy nie było równie trudno odpowiedzieć jak obecnie. Może dlatego, że każda odpowiedź zdaje się tymczasowa i niepewna. Nie ma chyba takiego punktu doktryny katolickiej, co do którego można byłoby powiedzieć, że nadal niewzruszenie obowiązuje.

Tuż przed Wielkanocą papież Franciszek miał choćby powiedzieć, że nie istnieje piekło. Nie ma żadnych wiecznych cierpień, dusze zmarłych w grzechu śmiertelnym znikają, istnieje jedynie niebo i szczęśliwość wieczna. Czy tak faktycznie powiedział, pozostaje rzeczą niepewną – słowa te padły w kolejnej, szóstej już bodajże, rozmowie z włoskim dziennikarzem, Eugenio Scalfarim. Watykan szybko ogłosił, że cytat jest nieprawdziwy. Tylko czy temu zaprzeczeniu wolno wierzyć?

Podobnych przypadków wypowiedzi dziwnych, zaskakujących, osobliwych w rozmowach ze Scalfarim, włoskim skrzyżowaniem Magdaleny Środy, Adama Michnika i Jana Hartmana, było już wcześniej wiele. Za każdym razem scenariusz jest taki sam: Scalfari cytuje dziwaczne opinie Franciszka, potem Stolica Apostolska im zaprzecza. Naprawdę, nie umiem już nabrać się na tę zabawę w kotka i myszkę. Przyjmuję, że jeśli dorosły człowiek sześć razy z rzędu coś mówi, to czymś dziecinnym będzie negowanie jego słów i udawanie, że jego opinie zostały zniekształcone lub przekręcone. Tak, sądzę, że papież Franciszek powiedział dokładnie to, co Scalfari zacytował. Co jest oczywiście hipotezą wyjątkowo trudną do przyjęcia, bo oznaczałoby, że papież faktycznie wygłasza sądy sprzeczne z ortodoksją. Robi to publicznie i uporczywie.

Wiele nie mniej szokujących wypowiedzi można znaleźć w wydanej po polsku książce Dominique’a Woltona, „Otwieranie drzwi”. Zachęca w niej choćby papież do wspólnych modlitw z muzułmanami w piątki w meczetach. Cóż, to pomysł nie tylko nieroztropny, lecz także znowu, używając eufemizmu, wysoce wątpliwy teologicznie. Przyjmuje za dobrą monetę wściekłe tyrady Woltona, z których wynika, że przez wieki Kościół mordował miliony ateistów! W pewnym miejscu Franciszek stwierdza, że dzieje Kościoła to dzieje ucisku większości przez mniejszość. Jest to typowa rozmowa, przykro to powiedzieć, dwóch lewicowych ideologów. Być może papież jest w niej tylko trochę mniej radykalny.

Ta sama niepewność dotyczy nie tylko zasad wiary, lecz także moralności. W założonej przez Jana Pawła II Akademii Życia pojawili się nowi członkowie, mianowani przez Franciszka, wśród których są zwolennicy aborcji i eutanazji. W wydanej właśnie adhortacji „Gaudete et Exsultate” oprócz wielu słusznych nauk papież wskazuje, że pomoc imigrantom jest równie ważna jak obrona życia dzieci nienarodzonych. Znowu, patrząc na to z puntu widzenia zasad, jest to nie do obrony. Prawo do życia jest fundamentem wszystkich innych praw, aborcja, jak zawsze twierdził Kościół, to czyn wewnętrznie zły i niegodziwy. Pomoc imigrantom zaś nigdy nie ma takiego bezwarunkowego i bezwzględnego charakteru. Zawsze zależy od okoliczności, sytuacji, możliwości danego państwa i społeczeństwa. Zrównując te dwa obowiązki moralne – obowiązek pomocy imigrantom i obowiązek walki z aborcją – dokonuje się relatywizacji prawa do życia. Nie jest zatem przypadkiem, że Franciszek tak chętnie mówi o sobie jako o rewolucjoniście.

 W tej samej adhortacji Franciszek pisze o krytykujących go chrześcijanach, że charakteryzuje ich „egocentryczne i elitarystyczne samozadowolenie, pozbawione prawdziwej miłości”. To się nazywa podejście dialogiczne. Zdaniem papieża ci pseudochrześcijanie mają „obsesję na punkcie prawa”, cechuje ich „ostentacyjna troska o liturgię, o doktrynę i prestiż Kościoła”. To niesłychane: papież atakuje katolików za to, co przez wieki zawsze było pozytywną wartością, czym się zawsze chlubili i za co byli wynoszeni na ołtarze: za troskę o liturgię, o doktrynę i pozycję Kościoła. Teraz okazuje się to obsesją. Teraz to tłumienie Ewangelii i zamiana chrześcijaństwa w „eksponat muzealny”.

Doprawdy, jeśli przewartościowanie wartości nie jest rewolucją, to co nią jest? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań