Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

W krainie dekadencji

Paweł Lisicki

Z wielu powodów to, co wydarzyło się z małym Alfiem Evansem, należy uznać za wydarzenie przełomowe. 23-miesięczne dziecko, chore na dokładnie niezdiagnozowaną chorobę mózgu, lekarze odłączyli od aparatury wspomagającej. Kilka dni później mały Evans zmarł. Brytyjski szpital nie tylko odmówił leczenia chłopca, lecz także uniemożliwił jego rodzicom prowadzenie dalszej walki o jego życie. Tę decyzję dwukrotnie zaaprobowali brytyjscy sędziowie. Nie zgodzili się na przewiezienie dziecka do Włoch, gdzie opiekę nad nim zaoferowali lekarze ze szpitala Bambino Gesù. Brytyjczycy uznali, że w najlepszym interesie dziecka będzie śmierć.

Jak nazwać to, co wydarzyło się w Liverpoolu? Cichą eutanazją? Egzekucją? Na pewno był to akt barbarzyństwa. Jednak też był to jego nowy wymiar. Barbarzyństwo zwykle kojarzy się z dzikością, nieokiełznaniem, ignorancją, brakiem kultury i cywilizacji. Barbarzyńcy są agresywni i okrutni, bo nie mają wykształcenia, kultury, ogłady. Są par excellence dzikusami. Otóż najbardziej przerażającym doświadczeniem wynikającym z tej dramatycznej historii jest to, że współcześnie coraz częściej mamy do czynienia z inną, wyższą, wysublimowaną formą barbarzyństwa. Barbarzyństwa w białych rękawiczkach, technologicznie zaawansowanego, legalnego i społecznie aprobowanego.

Czymś przerażającym była po pierwsze nie śmierć chłopca – być może nieunikniona – ale odebranie rodzicom prawa do walki o jego życie. Uzurpacja państwa, które – reprezentowane najpierw przez ekspertów, czyli lekarzy, a następnie wymiar sprawiedliwości – wydało na chłopca wyrok. Dzień śmierci Evansa stał się tym samym chwilą przełomową: już nie rodzice, czyli najbliżsi dziecka, bronią jego interesu, ale obcy mu znawcy.

Decyzja sądu i lekarzy nie tylko podważyła sens rodzicielstwa. To był też dzień, kiedy po drugie państwo ogłosiło, że życie ludzkie nie jest wartością i zasadą bezwzględną. Łatwo sobie wyobrazić, jakie będą tego skutki. Można się pytać, ilu rodziców, widząc, jak potraktowano Kate James i Thomasa Evansa, znajdujących się w sytuacji równie beznadziejnej, zrezygnuje łatwiej z walki? Ilu lekarzy uzna, że skoro walka o życie nie jest tym samym co interes dziecka, to wygodniej i szybciej będą mogli rozstrzygać wątpliwe przypadki przeciw życiu? A biorąc pod uwagę rozwój medycyny, wątpliwych przypadków jest coraz więcej.

Dlaczego zresztą ta zasada ograniczonej ochrony życia ma dotyczyć tylko dzieci? Jeszcze łatwiej wyobrazić sobie taką „obronę interesów” w przypadku ludzi starszych, którzy nie mają przed sobą perspektyw trwałego wyleczenia. Krótko: Wielka Brytania wstąpiła na równię pochyłą. Jeśli to lekarze wiedzą lepiej, czy w interesie chorego lepiej jest żyć czy umrzeć, to droga do uśmiercania zbędnych i nieuleczalnie chorych została otwarta. Jest to tylko kwestia czasu.

Można też dostrzec jeszcze jedną korelację: im społeczeństwo bardziej zsekularyzowane i zdechrystianizowane, tym przyzwolenie dla eutanazji i lekceważenie dla wartości życia większe. Ostatecznym powodem takiej postawy jest bunt przeciw Bogu jako jedynemu dawcy życia. Gdyby ktoś chciał użyć nieco bardziej staroświeckiego języka, powiedziałby o wołającym do nieba przykładzie bezbożnictwa. Jeśli to człowiek – w tym przypadku lekarze i sędziowie – będzie decydować, kiedy życie warte jest obrony, a kiedy nie, to znaczy, że chcą odebrać Bogu tę najważniejszą prerogatywę i przyznać ją sobie. Ze wszystkimi znanymi z dziejów konsekwencjami, z których najważniejszą jest arbitralność. Nie życie jako takie okazuje się godne ochrony, ale życie zdrowe lub przynajmniej takie, które może stać się zdrowe. Znowu: nie ludzka dusza, która jest źródłem godności niezależnie od stanu ciała, jest tym, co najważniejsze, ale działający sprawnie organizm biologiczny. Jeśli się psuje lub nie rokuje, to należy się go pozbyć.

Naprawdę trudno nie dostrzec w tym dekadencji. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań