Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Koniec świata i woda w jeziorze

Paweł Lisicki

To, że od ponad dwóch lat polityka (nie wiem, czy to słowo jest właściwe) prowadzona przez większą część opozycji i jej medialnych sprzymierzeńców przypomina tragifarsę, nie jest stwierdzeniem odkrywczym. Jednak zaskakuje mnie to, że niemal każdy dzień ową ocenę potwierdza.

Kiedy już wydawało mi się, że zdolności kabaretowe antypisu zostały wyczerpane w grudniu 2016 r. – słynna szopka w Sejmie, wcinanie pasztetów w Wigilię, niewydarzone śpiewy na pustej sali sejmowej, podróż Ryszarda Petru i Joanny Schmidt do Portugalii w czasie trwającego rzekomo zamachu stanu – początek lipca 2018 r. pokazał, że się myliłem. Może być jeszcze śmieszniej i straszniej. Najpierw prawdziwym heroizmem wykazała się pierwsza prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzata Gersdorf, która od 4 lipca bohatersko udała się na urlop po to tylko, by 17 lipca go przerwać i nie mniej bohatersko wrócić do Warszawy. Oto jej komentarz po powrocie: „Bardzo wypoczęłam, pływałam w jeziorach”. Do budynku Sądu Najwyższego przyszła, bo „sytuacja zrobiła się dramatyczna”.

Faktycznie, aż łza się w oku kręci, kiedy słyszy się te wyznania. Z jednej strony woda w jeziorach pluszcze przyjemnie, z drugiej groza zamachu stanu kły szczerzy (o ile groza może kły szczerzyć). Stąd męki i rozterki prof. Gersdorf. Zamiast wystąpić w roli uciśnionej, prześladowanej przez PiS-owskich siepaczy ofiary dyktatury i skrzywdzonej obrończyni praw, profesor opowiada o urokach i przyjemnościach pływania po jeziorach. Nic dziwnego, że zdumiona publiczność nie wie w związku z tym, czy bardziej się śmiać czy płakać. No bo jeśli ojczyzna w potrzebie, zło szaleje, świat upada, to potrzebne są ofiara, cierpienie i bezkompromisowość. Jeśli jednak to wszystko tylko maskarada?

Opozycja potrzebuje za wszelką cenę dowodów zbrodni i prześladowań, a tu nic i nic. Co bardziej pomysłowi obrońcy demokracji wpadli więc na inny pomysł: w dniu, kiedy to z pływania po jeziorach, pełna sił witalnych i intelektualnych do stolicy zawitała prof. Gersdorf, wprowadzili na teren Sejmu kilku krzykaczy, na czele z liderem obywateli RP Pawłem Kasprzakiem. Jedna dzielna reprezentantka ludu wwiozła protestujących w bagażniku. Wcześniej ci sami obrońcy wolnego słowa zrugali i sponiewierali marszałka seniora Kornela Morawieckiego, wołając: „Precz z komuną!”, „Zdrajca” czy „Będziesz siedział”. To akurat śmieszne nie jest. Ciekawe zresztą, że szantaż, groźby i zapowiedź zemsty to coraz częstszy element wypowiedzi już nie tylko ulicznych aktywistów, lecz także polityków. Ostatnio wszystkich przebił na tym polu Włodzimierz Czarzasty, zapowiadając, że po swoim ewentualnym zwycięstwie w wyborach w 2019 r. opozycja przeprowadzi akcję odwetową na masową skalę.

Naprawdę trudno patrzeć na te wygibasy z dystansem. To ma być walka o demokrację? To mają być te ofiary i szacunek dla praworządności? To ma być przejaw troski obywatelskiej? Być może wprowadzając reformę sądów, PiS używa kruczków prawnych. Jednak co mam powiedzieć o drugiej stronie? Widać tam połączenie hucpiarstwa, bezczelności i tanich chwytów propagandowych. Właśnie tragifarsę. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań