Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Doprawić Polakom gębę

Paweł Lisicki

Nie wiem, czy prawdziwa jest informacja, że słynne urodziny Adolfa Hitlera, które zorganizowano w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, były opłaconą ustawką. Wiadomość podał portal wPolityce.pl i powołał się na zeznania Mateusza S., organizatora wydarzenia. Według niego organizacja „urodzin” została zamówiona i zapłacono za nią 20 tys. zł. Zleceniodawcy mieli rzekomo domagać się obecności na imprezie pewnej kobiety, jak się później okazało, dziennikarki związanej z TVN. Trudno, powtarzam, obecnie przesądzić, na ile jest to prawda, a na ile próba samoobrony i przerzucenia odpowiedzialności za własną głupotę na innych. O ile samo istnienie grupki radykałów jest faktem, o tyle już osobliwa uroczystość mogła być sprowokowana.

Nie ulega natomiast wątpliwości, sądzę, że cała historia – polscy naziści świętują urodziny Hitlera, a prawicowa władza to toleruje – faktycznie została wówczas, w maju 2017 r., rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów. To wtedy pierwszy raz na taką skalę pojawił się też w zachodnich mediach przekaz mówiący o narastaniu w Polsce faszyzmu, nazizmu, antysemityzmu i ksenofobii. To od tego momentu próbuje się wrzucać do jednego worka narodowców, zwolenników ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, niepodległościowców, konserwatystów i rasistów. Wszystkim im próbuje się nalepić łatkę i w ten sposób tworzy się opowieść o Polsce zagrożonej przez „prawicowych ekstremistów”. Z Polaków, którzy jak żaden inny naród doświadczyli cierpienia i zbrodni zgotowanych przez NSDAP, coraz częściej robi się ukrytych zwolenników wodza III Rzeszy. Obrzydliwe to i podłe, ale działa.

Ten sam mechanizm na wielką skalę został zastosowany przed rokiem, w listopadzie 2017 r., podczas Marszu Niepodległości w Warszawie. Wtedy to właśnie, pokazując kilka głupich haseł i paru otępiałych osobników, udało się oczernić cały marsz, opowiadając o „100 tys. polskich faszystów”. Nic to, że była to brednia i kalumnia – właśnie takie opowieści sprzedają się najlepiej, bo doskonale pasują do stereotypów, którymi posługuje się większość liberalnych mediów. Mechanizm jest prosty jak konstrukcja cepa, ale do bólu skuteczny. Prawica ma równać się ksenofobii, patriotyzm rasizmowi, katolicyzm wrogości i agresji. Ten obraz przetaczał się przez wielkie portale i telewizje godzina po godzinie, dzień po dniu. W zderzeniu z taką propagandową machiną zwykli uczestnicy marszu, polscy patrioci, mogli tylko bezradnie wzruszać ramionami. Powszechne tłumaczenia – że pokazując margines, doprawia się gębę wszystkim, były mało skuteczne.

Powodów jest kilka. Pierwszy i najbardziej banalny to nastawienie większości zachodnich dziennikarzy. Wyrośli w systemie, w którym „reductio ad Hitlerum” jest najbardziej powszechną i skuteczną metodą retoryczną. Dlatego z natury są ślepi na jedno oko – dostrzegają zagrożenie rasizmem i ksenofobią, w ogóle nie widząc znacznie powszechniejszej groźby lewicowego zamordyzmu feminazizmem czy homoterrorem. Po drugie, taki obraz propagandowy służy też wszystkim przeciwnikom silnej, suwerennej Polski. Wystarczy zostawić Polaków samym sobie i patrzcie, jak się to kończy – to przekaz, który skutecznie działał już w XVIII w., więc dlaczego nie używać go i obecnie? Wreszcie ten rzekomy wzrost nastrojów rasistowsko­--ksenofobiczno-antysemickich staje się doskonałym sposobem mobilizacji wielkomiejskiego elektoratu w walce o władzę w Polsce. Jego większość tkwi przecież w swoistej bańce medialnej, łatwo jest zatem go nieustannie mobilizować i pobudzać, przedstawiając rzekomo straszliwe zagrożenie. Taki sądzę był też motyw prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz­-Waltz. Zakazując marszu, chciała podnieść napięcie.

Jak sobie z tym radzić? Można wzywać do odpowiedzialności, chociaż takie apele mają ograniczoną skuteczność. Statystycznie rzecz biorąc, w każdej społeczności znajdą się ekstremiści, problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy zaczynają oni faktycznie dominować. Tymczasem w Polsce masowego zagrożenia rasizmem czy nazizmem po prostu nie ma. Można też dążyć do rozbicia bańki medialnej, co przyniosłoby na pewno rezultaty, tyle że jest to politycznie bardziej ryzykowne. Czy bez tego jednak można wierzyć, że obraz, który popłynie z Polski o 11 listopada 2018 r., będzie się znacząco różnił od wcześniejszego? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań