Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Wiosenna medialna alchemia

Paweł Lisicki

Niebywała jest zdolność kreowania przez media. Potrafią robić to, co było przed wiekami marzeniem alchemików: z tego, czego nie ma, stwarzać to, co jest, z pustego przelewać w pełne, ze starego czynić nowe, ze szmelcu złoto. Ostatnim przykładem tych zdolności jest wytworzenie symulakrum w postaci partii Roberta Biedronia. Wszystko w niej jest sztuczne, banalne i fałszywe, a mimo to, najwyraźniej, pokazywane jest jako nowe i oryginalne.

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, która charakteryzuje nowy ruch, jest absolutna miałkość programowa. W tym, co zaprezentowano w niedzielę na Torwarze w Warszawie, nie ma nic zaskakującego. Są tam stare, wyświechtane postulaty lewicy, głoszone od lat przez SLD, Janusza Palikota (od kiedy porzucił przynależność do pokolenia JPII), potem Barbarę Nowacką, Razem, Nowoczesną. Musiał tam być, jakżeby inaczej, postulat aborcji na życzenie do 12. tygodnia życia dziecka – pytanie tylko, dlaczego to roszczenie aż tak konserwatywne. Towarzysze lewicowi z USA, z Nowego Jorku i Wirginii pokazali, na czym polega prawdziwy radykalizm, wprowadzając swobodę aborcji do chwili porodu.

Podobnie wyglądają i inne hasła polskiego celebrytopolityka. Dlaczego zamiast likwidować klauzulę sumienia, nie zażądał likwidacji sumienia? Tu przynajmniej wyszedłby przed szereg. Tak samo nie wiadomo, w jaki sposób mógłby, nawet gdyby wygrał wybory, na co na szczęście się na razie nie zanosi, renegocjować konkordat? Biedroń korzysta z powszechnego w polskich (i ogólnie liberalnych) mediach prawa do atakowania Kościoła jako rzekomo największego wroga wolności. Ale znowu: nie ma tu ani jednej świeżej, nowej, prawdziwie radykalnej myśli. Tylko opodatkowanie tacy i zniesienie funduszu kościelnego. Nawet pole, na którym, jak można było sądzić, Biedroń błyśnie śmiałym konceptem, a więc relacje męsko-męskie i żeńsko-żeńskie, zostało ograniczone do legalizacji związków partnerskich.

Tak samo trudno nie dostrzec, że zarówno sam lider nowej formacji, jak i jego najbliżsi współpracownicy to w żadnej mierze nie są nowicjusze. Chciałoby się powiedzieć, że zęby na polityce zjedli. Jedni, tak jak Biedroń, terminowali u Janusza Palikota, drudzy, tak jak Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny, w SLD. Jedyne, co w tym wszystkim nowe, to lukier i pic. O, to właśnie potrafią dać media, o to zadbać, to wprowadzić. Skoro cała Europa, ba, świat cały czekają na polskiego Trudeau czy polskiego Macrona, to trzeba im to dać. Wielcy macherzy medialni dawno już zrozumieli, że treść praktycznie się nie liczy: to przekaz jest treścią, a przekaz jest taki, jakim się go stworzy. Dlatego skoro Biedroń ma być nowy, czarujący, pomysłowy, śmiały, rzutki, błyskotliwy i nowoczesny, chociaż jest banalny, powierzchowny, ograniczony i małomiasteczkowy, to się go takim zrobi. Jedyne, co naprawdę mnie w tej historii nieodmiennie dziwi, to to, że wciąż znajdują się naiwni, którzy takie rzeczy kupują. A może to dziwić nie powinno, bo może to jest właśnie podstawowa zdolność człowieka: gotowość do samooszukiwania się?

Jedyne, co jest naprawdę nowe w ugrupowaniu Biedronia, to nazwa. Ale i ta nowość to tylko przeniesienie na polski grunt doświadczeń innych „nowych” partii, choćby Ruchu Pięciu Gwiazd z Włoch czy Partii Piratów z Czech. Można być jedynie pewnym, że zanim nazwa powstała, to tak jak w przypadku każdego produktu marketingowego została zapewne poddana badaniu i pewnie wyszło z niego, że wiosna kojarzy się pozytywnie.

Na szczęście jak to w życiu bywa, nie nad wszystkim da się zapanować i raz po raz Biedroń, uwolniony spod kurateli czujnych specjalistów od wizerunku, daje upust swemu rozumkowi i targającym nim wciąż emocjom. Wtedy jest naprawdę autentyczny i naprawdę jest sobą. Nie wtedy, kiedy próbuje opowiadać o wielkiej polityce, ale gdy schodząc ze sceny ze spotkania z wyborcami w Poznaniu, wołał: „Wiosno, napierdzielaj”. Tak, to jest właśnie ta jedyna nowa i autentyczna nuta, której, mam nadzieję, nie zabraknie w kolejnych wystąpieniach nowej nadziei lewicy. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań