Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Prawdziwą stawką jest Sejm

Paweł Lisicki

Im bliżej wyborów do Parlamentu Europejskiego, tym więcej sondaży i tym mniej wiadomo. Według tego, który zamówiło w Instytucie Badań Rynkowych i Społecznych Radio Zet, zjednoczona opozycja wygrałaby z PiS. Zgodnie z tymi badaniami gdyby przeciw PiS wystartowali razem w jednej koalicji PO, Nowoczesna, SLD, PSL, Zieloni i ugrupowanie Barbary Nowackiej, to zdobyliby 38,5 proc., podczas gdy PiS mógłby liczyć na 34,7 proc. głosów. Dziwne to bardzo wyniki i całkiem odmienne od tych, które nie tak dawno opublikował CBOS. W ogóle coraz częściej mam wrażenie, że w zależności od tego, czego oczekuje zleceniodawca, takie wyniki otrzymuje. Nie zmienia to faktu, że polityczna wojna o Parlament Europejski powoli się rozkręca. I, co widać, PiS rozumie jej znaczenie.

Nie chodzi tu bowiem o synekury dla zasłużonych, jak twierdzą niektórzy komentatorzy, ani o ucieczkę do Brukseli, jak kpią przeciwnicy, ani o dość niejasny wpływ, który wprowadzenie paru posłów więcej będzie miało na politykę PE. Stawka jest inna i jest nią tak naprawdę zwycięstwo w październikowych wyborach do Sejmu. Dlatego właśnie na listach PiS pojawiło się tyle znanych i ważnych polityków, na czele z Joachimem Brudzińskim, Beatą Szydło, Beatą Mazurek czy Adamem Bielanem. Ich obecność ma pokazać elektoratowi, że dla rządzących to ważne wybory i nie wolno ich przespać. Powszechnie rozpoznawalne nazwiska mają stać się kluczem do sukcesu. Najlepszym potwierdzeniem trafności tej strategii są kąśliwe uwagi oponentów.

Dla PiS kolejność – najpierw wybory do PE, a potem do Sejmu – jest wyjątkowo niewygodna. Dlaczego? Ponieważ słaby wynik w tych pierwszych, co jest przecież realnym scenariuszem, może łatwo przyczynić się do demobilizacji i kiepskich wyników w październiku. Chodzi tu przede wszystkim o psychologię, o wrażenie. O to, czy na początku czerwca PiS będzie mógł mówić, że idzie od zwycięstwa do zwycięstwa, czy będzie musiał tłumaczyć się ze słabości. Wiara w siłę też jest siłą – tego uczy polityczne doświadczenie. W pierwszym przypadku wybory do PE byłyby wstępem do wygranej w Sejmie, w drugim stawiałyby ją pod mocnym znakiem zapytania.

Dla wszystkich rządzących wybory do Parlamentu Europejskiego są trudne. Po pierwsze, wyborcy pozwalają sobie w nich na więcej. Opozycji, nawet słabej, łatwiej zatem zdobyć głosy sprzeciwu i niechęci. Po drugie, co już charakterystyczne dla Polski, jak pokazała druga tura wyborów samorządowych, sprawnie wywołana histeria może spowodować mobilizację antypisowskich wyborców, którzy pójdą głosować „przeciw PiS i za Europą”, jakkolwiek byłoby to niedorzeczne. Po trzecie wreszcie, wybory do PE w większym stopniu interesują wyborców w średnich i dużych miastach, z natury rządzącej prawicy niechętnych.

Jednak i opozycja ma swoje kłopoty. Sumowanie elektoratów dobrze wygląda na papierze, jednak w rzeczywistości wcale nie musi dać spodziewanych efektów. W jaki sposób połączyć deklarujące przywiązanie do tradycyjnych wartości PSL z Zielonymi, SLD i Nowacką? I czym w ogóle różniłaby się taka koalicja od Wiosny Biedronia, która zresztą, co ciekawe, z sondażu na sondaż słabnie? Polityka „kupą, mości panowie”, którą należałoby chyba zmienić na „kupą, mości panowie, panie i osoby płciowo niezidentyfikowane”, może się zakończyć krachem i brato(siostro)bójczą wojną po ogłoszeniu list. Dlatego takie sondaże, w których wszystkich wrzuca się do jednego worka, można postrzegać jako instrument w ręku najsilniejszego gracza, PO. W ten sposób dyscyplinuje się resztę. Jednak czy to wystarczy? Czy da się zbudować formację i wygrać wybory na jednym, jedynym haśle, na tym, że jest się przeciw PiS? Czy takie spoiwo wystarczy? Bardzo bym się zdziwił.

Tym razem PiS pierwszy wystartował i pierwszy ogłosił listy do PE. To daje mu przewagę nad konkurentami. Czy wystarczającą, okaże się rychło. © ℗S

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań