Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Desperacja polskich radykałów

Paweł Lisicki

W przypadku ruchu LGBT, jak w przypadku każdej rewolucyjnej, globalnej ideologii, brak sprzeciwu jest zachętą do radykalizacji. Uległość rozzuchwala. Pierwszy tęczowy atak na Jasną Górę został odparty. Można być pewnym, że nastąpią kolejne, lepiej zorganizowane, bardziej krzykliwe” – pisałem w lipcu 2018 r., komentując Marsz Równości w Częstochowie. Nie ma chyba wątpliwości, że dokładnie to dzieje się na naszych oczach – kolejne ataki środowisk LGBT są faktycznie „lepiej zorganizowane, bardziej krzykliwe”. I bardziej radykalne. Nie chodzi już o demonstrowanie w Częstochowie pod murami kaplicy, ale o celowe zniekształcanie obrazu Matki Boskiej w taki sposób, żeby wokół jej głowy pojawiła się tęczowa aureola, znak-symbol rewolucji LGBT. Łatwo sobie wyobrazić, co może się dziać dalej: być może nastąpią próby wdarcia się do kaplicy, może malowanie murów klasztoru. Wbrew bowiem propagandzie lewicowych mediów nie chodzi tu o żadną ekspresję artystyczną, ale o symboliczny jeszcze, ale prawdziwy atak na katolicyzm, na polską tradycję.

Tym razem niezbyt udany. Na szczęście radykałom nie udało się zastraszyć policji. Podobnie nie udało się im, mimo pomocy ze strony samego Donalda Tuska (wygląda na to, że biedak w Brukseli zgłupiał już do reszty), narzucić opowieści, zgodnie z którą tęcza to symbol neutralny, właściwie biblijny. Tak, owszem, tęcza była znakiem przymierza Boga z Noem, ale powoływać się na to dziś to tak, jak twierdzić, że swastyka, hinduski znak szczęścia, nie ma nic wspólnego z nazizmem, i w związku z tym bronić jej publicznego używania. W obu przypadkach są to twierdzenia bałamutne i mogą świadczyć co najwyżej o braku rozumu tych, którzy je wypowiadają. Nie, tęcza na obrazie Matki Boskiej to znak wojenny.

Z całej historii można wyciągnąć, sądzę, kilka wniosków. Jeden pozytywny: desperacja polskich radykałów jest coraz większa. Mimo lat przygotowań Polacy, inaczej niż inne narody Zachodu, wciąż nie ulegli i nie dali sobie wmówić, że bluźnierstwo jest normą. Dla nich Matka Boża to wciąż ich matka i dlatego bronią jej czci. Dlatego w sensie politycznym radykałowie robią błędy: atakując bez głowy i brutalnie wzmacniają opór. Drugi brzmi inaczej: w walce z polską tożsamością nowi barbarzyńcy nie cofną się przed niczym. Jeszcze kilka lat temu baliby się, obecnie, ufni we wsparcie liberalnych mediów i zachodnich pieniędzy, przekraczają kolejne granice. Wierzą, że nic nie oprze się ich marszowi.

Trzeci wreszcie: coraz wyraźniej widać, że wojna kulturowa, którą lewica wypowiedziała Polsce, powoduje zdradę w szeregach tych, którzy rzekomo powinni tradycję wspierać. Myślę tu o liście „członków Kościoła”, który przeczytałem na portalu Gazeta.pl., podpisanym przez grupę ludzi reprezentujących „Więź”, „Znak”, „Tygodnik Powszechny” i „Gazetę Wyborczą”. Szczerze mówiąc, to chyba najbardziej faryzejski i obłudny tekst, jaki czytałem od lat. Zamiast bronić Matki Bożej przed profanacją, grupa ta zaatakowała… obrońców wizerunku w Częstochowie. Tekst robi wrażenie, jakby pisały go niedojrzałe podlotki – „wyrażamy swój sprzeciw przeciwko użyciu policji do ścigania rzekomej profanacji” lub niezbyt wykształcone aktywistki – „państwo nie jest od rozstrzygania, czy coś jest profanacją”. Według nich słowa Jarosława Kaczyńskiego: „Kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na Polskę” to przykład zawłaszczenia Kościoła. I jeszcze dalej: „Naszym zdaniem milczenie władz Kościoła wobec roszczeń rządzącej partii do rzekomej obrony Kościoła i wartości chrześcijańskich stanowi przyzwolenie na represjonowanie obywateli z powodu ich przekonań”. Tak, oni napisali to naprawdę: w ich oczach ofiarą są nie Matka Boska i nie katolicy, którzy muszą cierpieć, że to, co dla nich najświętsze, jest poniżane i bezczeszczone, ale sprawca owej napaści. Czytam ten list i przypominają mi się inne, podobne dokonania zaangażowanych katolików, księży patriotów i reszty z czasów PRL. Właściwie nawet trudno z czymś takim polemizować. Na wymioty się zbiera. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań