Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Nadmiar wiary w media 

Paweł Lisicki

Dawno już nie byłem tak zaskoczony, jak obserwując wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego. Nie to, bym nie przypuszczał, że PiS wygra – nawet się wcześniej założyłem, że tak będzie, a występując przed wyborami w jednej z telewizji, przewidywałem, że PiS zwycięży. Jednak dodawałem, że będzie to zwycięstwo niewielkie. Stało się jednak inaczej. PiS odniósł nie tyle sukces, ile wręcz rozgromił przeciwnika. Rządzącym udało się zmobilizować swój elektorat i zadać „siłom demokratycznym”, jak lubili się nazywać zwolennicy Koalicji Europejskiej, miażdżący cios. Zabawne jest teraz patrzeć, jak ci, którzy w największym stopniu przyczynili się do klęski opozycji, publicyści „GW”, na Temat.pl i innych postępowych i tęczowych propagandówek, łzy leją i winnych szukają. Sami sprokurowali swoim ulubieńcom ten los, a teraz, biedacy, „innych szatanów szukają”. Inna sprawa, że Koalicja Europejska wykazała się podczas wyborów tak niebotyczną wręcz głupotą, że zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który w wieczór wyborczy wspomniał o potrzebie walki jesienią o większość konstytucyjną, nie wydaje się już mrzonką.

Właściwie nie ma błędów, których Koalicja Europejska na czele z Grzegorzem Schetyną by nie popełniła. Pierwszym i podstawowym było jej powstanie z udziałem SLD i PSL. Schetyna był tak pewien wygranej, że oddał obu koalicjantom, a szczególnie lewicy, najlepsze miejsca na liście. Nie przewidział – a jak mógł przewidzieć, skoro ślepo wierzył propagandzie swoich mediów – że PiS dawno już nie budzi strachu Polaków i że ci nie nabiorą się na opowieści o groźbie polexitu. Podobnie nie boją się ani „pisowskiej dyktatury”, ani „prawicowego autorytaryzmu”. Wbrew propagandzie lewackich szczujni Polacy nie marzyli o upadku reżimu Kaczyńskiego. Nie odczuwali w większości strachu i nie sądzili, że czeka ich zamordyzm. Wszystko to są opowieści skuteczne dla zmobilizowania wąskiej grupy wielkomiejskich celebrytów i kawiarnianych ekspertów, o czym lider opozycji powinien był wiedzieć. Ale nie wiedział. Dlatego zbudował koalicję od Sasa do Lasa, bez żadnej idei wspólnej, bez żadnego programu. Poza jednym, by odsunąć PiS od władzy. Mało, nieprawdaż? W ten sposób osłabił Platformę, oddał najsmakowitsze kąski SLD i praktycznie pogrzebał PSL. Chociaż zapomniałem jeszcze o jednym – jakby tego było mało, Grzegorz Schetyna na tydzień przed wyborami poszerzył koalicję o inne „byty” polityczne, takie jak na przykład Inicjatywa Feministyczna. Naprawdę, trzeba było upaść na głowę, żeby uwierzyć, że może to być recepta na sukces.

Jednak Koalicja Europejska nie tylko nie miała programu. Być może dzięki poparciu mediów mogła powalczyć z PiS o remis. Być może, gdyby nie to, że na kilka miesięcy przed wyborami dała się całkowicie zdominować lewackim radykałom i ochoczo przystąpiła do wojny z Kościołem, co jedynie skłoniło tradycyjny elektorat PiS do pójścia do urn. Z wyborów europejskich Schetyna zrobił (nie jestem pewien, na ile świadomie) plebiscyt na temat miejsca Kościoła w Polsce. Najpierw Rafał Trzaskowski podpisał kartę LGBT, potem Dominik Jażdżewski zasugerował, że katolicy to tarzająca się w błocie świnia, potem jakaś niewyżyta artystka zaczęła malować tęczowe aureole na wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej, wreszcie bracia Sekielscy wypuścili film, który wielu uznało za fragment antykatolickiej nagonki. Prawdziwą wisienką na torcie była parada równości w Gdańsku i profanacje tęczowych głuptasek, wspieranych, jak można było sądzić, przez prezydent miasta. Naprawdę, po takiej serii szaleństw, jawnie lub milcząco akceptowanych przez liderów opozycji, Koalicja Europejska powinna dziękować Bogu, że klęska nie była jeszcze większa. Właściwie PiS nie musiał się wysilać – wystarczyło, że pokazywał, że jest gwarancją spokoju i chroni Polskę przed wojną obyczajowo-religijną, którą Polakom zamierza wydać Koalicja Europejska.

Co nie znaczy, że jeszcze większa klęska nie spotka KE lub innego tworu będącego na jej miejscu w październiku. Wszyscy znaleźli się tam w pułapce: obecna formuła się nie sprawdziła i przyniesie przegraną, a na zbudowanie nowej zabraknie czasu. Jedynym ugrupowaniem, które zyskało na grach lidera PO, jest SLD, który Schetyna najwyraźniej powołał z niebytu, dając postkomunistom i komunistom drugie życie. PSL ledwo dyszy (są tacy, którzy żadnego oddechu nie dostrzegają), a Platforma będzie teraz targana wewnętrznymi sporami. Jaka piękna katastrofa, chciałoby się powiedzieć. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań