Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Ta straszna dyskryminacja

Paweł Lisicki

To, że myślenie ideologiczne cechuje brak logiki, nie jest niczym nowym. Jednak stopień, w jakim owo poplątanie z pomieszaniem pojawia się obecnie, jest czymś wcześniej nieznanym. Pomyślałem sobie o tym, słuchając niedawno jednego z liderów polskiej lewicy, który chwalił zamiar nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, chcącej, by połowa stanowisk komisarzy należała do kobiet. Mniejsza z tym, że pomysł ten, od dawna już wspierany przez feministki, jest niedorzeczny. Oznacza on przecież, że o objęciu danego stanowiska w mniejszym stopniu decydują wiedza i kompetencje, a w większym płeć. Stanowi on zatem jaskrawe zaprzeczenie podstawowej, zdawałoby się, zasady niedyskryminowania nikogo ze względu na płeć. W tym przypadku okazuje się, że można dyskryminować bardziej kompetentnych mężczyzn po to jedynie, by spełnić abstrakcyjną zasadę równości. Poza tym, co wielokrotnie wskazywano, w istocie taki sposób wspierania kobiet prowadzi do przekonania, że nawet kompetentne i dobrze przygotowane kobiety otrzymują wysokie stanowiska w Unii nie ze względu na swe zasługi, ale na biologiczną płeć.

Jednak to niejedyny problem z tym pomysłem. Żyjemy przecież w epoce postępowo postępowej, co oznacza, jak to uradzili lewicowi mędrkowie, że płci jest znacznie więcej niż dwie. Ile do końca – nie wiadomo, ale na pewno więcej niż dwie. Czy zatem pani Ursula von der Leyen, chcąc równego podziału tek komisarzy między kobiety i mężczyzn, i to – jak rozumiem – kobiety i mężczyzn w sensie biologicznym, a nie genderowym, czyli uznaniowym, nie popełnia zatem publicznie aktu dyskryminacji? Dziwię się zatem, dlaczego większość lewicowych mediów w tej sprawie milczy? Dlaczego nie walczą o prawa transwestytów? Co z mężczyznami, którzy czują się kobietami, oraz na odwrót? Gdzie jest ich miejsce w komisji? Gdzie tu jest logika? Jak można z jednej strony domagać się parytetu w kwestii obsady stanowisk unijnych i jednocześnie głosić, że płeć jest kwestią wyboru?

To zresztą wyzwanie, któremu musi stawić czoła polska lewica. Iście to tragiczny wybór. Jak łatwo zauważyć przecież, na jej czele stoi trzech panów – Zandberg, Czarzasty i Biedroń. Żeby wszystko było jak należy, przynajmniej jeden z nich powinien ustąpić i oddać miejsce kobiecie. Jednak żaden się do tego nie pali. Poza tym nie wiem, w jaki sposób należałoby do nich stosować zasadę parytetu. Co zrobić z liczbą trzy? Co w sytuacji, kiedy idealna równość nie jest możliwa? Jednak gorzej: Czy jeśli ktoś jest gejem, to parytet go dotyczy czy nie? Czy należałoby uznać, że gejów wlicza się do ogólnej puli mężczyzn przy podziale władzy czy ich się z niej wyłącza? I jak rozumieć to, że pan Biedroń miał wrócić do Polski, a zastąpić go miała w Brukseli pani profesor Płatek? Czy to, że pozostał w PE, jest nie tylko złamaniem słowa, lecz także przejawem męskiej dominacji? I dlaczego do tej pory pan Czarzasty nie ustąpił miejsca na przykład pani Annie Marii Żukowskiej, która ogłosiła, że jest biseksualna? Naprawdę to się nazywają wyzwania.

Taki sam problem, nazwijmy to eufemistycznie, braku spójności dostrzegam w twitterowej akcji, rzekomo bardzo popularnej i cieszącej się poparciem Brukseli, #jestem LGBT. Hm, zastanawiam się, czy to możliwe. LGBT to skrót od słów „lesbijki, geje, biseksualiści i transwestyci”. Czy lesbijka może być homoseksualistą? Nie do końca – wszak ona jest kobietą, a on mężczyzną. A transwestyta lesbijką? Też nie całkiem. No więc jak ktoś może podpisać się i ogłosić, że jest LGBT, nie będąc jednocześnie lesbijką, gejem, biseksualistą i transwestytą? Na zdrowy rozum to niemożliwe. Jedna osoba nie może bowiem chyba mieć jednocześnie kilku płci i orientacji? Gdyby tak było, wyszłoby na to, że jedna część jej tożsamości dyskryminuje drugą. Jednak czy można być wewnętrznie dyskryminowanym przez siebie samego? Chociaż tak, przepraszam, mówiąc o zdrowym rozumie, miałem na myśli rozum heteroseksualnego mężczyzny, a ten – jak wiadomo – jest jedynie wykwitem wielowiekowej kultury opresji.

Sami państwo muszą przyznać, że wraz z postępem coraz trudniej o równość. Wszędzie czai się dyskryminacja. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań