Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Nieustanne wzmożenia

Paweł Lisicki

Przez kilka dni w zeszłym tygodniu byłem we Włoszech i zacząłem przeglądać tamtejszą prasę. Było to akurat tuż przed kluczowym momentem przesilenia, kiedy to rozpadł się rząd Giuseppe Contego. Jak jeden mąż cała postępowa prasa – wydaje się, że trudno tam znaleźć inną – rzuciła się do gardła wicepremierowi Matteo Salviniemu, przeciwnikowi przyjmowania przez Włochy kolejnych fal imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Na łamach takich gazet jak „Repubblica”, „La Stampa” czy „Corriere della Sera” mogłem przeczytać o nowej fali barbarzyństwa, o groźbie prawicowego populizmu, o czarnych dniach Europy, o potrzebie walki z początkami faszyzmu. W pewnej chwili nawet musiałem uszczypnąć się w policzek: Czy to na pewno Włochy?

Ten sam język moralnego oburzenia, ta sama zajadłość, ta sama wściekłość, która w Polsce jest skierowana przeciw PiS, we Włoszech uderzała w Salviniego. Nawet patos był podobny. Po tej lekturze, przyznaję, nie bardzo głębokiej, ile bowiem można się katować opowieścią o końcu świata, łatwo mogłem wyciągnąć jeden wniosek: liberalne, medialne elity pod każdą szerokością i długością demokratyczną są do siebie niezwykle podobne. Tak bardzo przyzwyczaiły się do rządu dusz, tak bardzo są przekonane, że przyszłość świata należy do nich, że nikt i nic nie jest w stanie ich z tego przekonania wyprowadzić.

Zamiast zatem analizować i szukać odpowiedzi na proste skądinąd pytanie: „Jakie wartości odnajdują ludzie w nowych przywódcach?”, wolą ich potępiać, obsmarowywać, błotem obrzucać. I zawsze działają z tym samym moralnym, nieznośnym wzmożeniem. Nawet wskazując słabości władzy, robią to tak karykaturalnie, że tracą wiarygodność.

Dokładnie taki sam mechanizm obronny występuje w Polsce. Od kilku tygodni cała medialna kanonada opozycji i związanych z nią mediów ma wykazać, jak bardzo bezecne i moralnie straszne są, były i będą rządy PiS. Najpierw przez dwa tygodnie słyszałem, że prawdziwym wyznacznikiem nowego Bizancjum było nadużywanie przez byłego już marszałka Sejmu samolotu, z którego zdarzało się skorzystać albo członkom jego rodziny, albo niektórym posłom. Tak właśnie to było przedstawiane – jako element szalonego rozpasania, wściekłego i nieokiełznanego luksusu. Po ustąpieniu Marka Kuchcińskiego dziennikarskie śledztwo skupiło się na premierze Mateuszu Morawieckim, któremu zarzucono, że skorzystał z samolotu, lecąc na pogrzeb przyjaciela.

Na pewno poważniej wyglądają, na pierwszy rzut oka przynajmniej, zarzuty, które postawiono niektórym urzędnikom Ministerstwa Sprawiedliwości, sędziom, którzy brali udział, jak można sądzić, w akcji oczerniania innych sędziów, krytycznych wobec rządu. Tyle że i w tym przypadku opozycja nie umie się zatrzymać. Jakaś osobliwa siła pcha ją ku temu, co groteskowe. I tak znowu usłyszałem o rzeczach „przerażających”, „haniebnych”, „straszliwych”, „podłych”, „szokujących”, o końcu „liberalnej demokracji”, katastrofie itd., itp.

Niezależnie od tego, czy chodziło o marsz w Białymstoku, czy o loty samolotem, czy wreszcie o „hejt”, zawsze muszą pojawić się najmocniejsze porównania, najstraszliwsze oskarżenia, najbardziej gorące akty oburzenia.

Tak samo zresztą było i przy poprzednich wyborach do Parlamentu Europejskiego i w wyborach samorządowych. Tyle że wcześniej dowodem końca demokracji były spotkania prezesa Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem lub inwestycje Mateusza Morawieckiego sprzed lat w nieruchomości.

„Afera” goni „aferę”, demokracja upada raz na tydzień, faszyści podnoszą twarz co miesiąc, rozpasanie i Bizancjum szaleje coraz bardziej, a lud? A lud, co ciekawe, jakoś dziwnie nieporuszony. Tak we Włoszech, jak i w Polsce oraz innych państwach z coraz większą dozą sceptycyzmu przyjmuje opowieść serwowaną mu przez media. Nadal wybiera tych, których wielkie media odsądziły od czci i wiary. Zachowuje zdrowy rozsądek i nie ulega presji nachalnej propagandy zagrożonych utratą przywilejów elit. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań