Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Żal mi Kanadyjczyków

Paweł Lisicki

Czasem aż trudno się połapać, który ze światowych liderów lewicy zasługuje na wyróżnienie, któremu należy się pierwsza nagroda za walkę z upiorami faszyzmu, populizmu, rasizmu, ksenofobii, który najbardziej przysłużył się światowemu postępowi, równości, egalitaryzmowi, walce z dyskryminacją i nierównościami. Kandydatów jest wielu, wyścig trudny do wygrania. Co ciekawe, na tle globalnych tuzów progresu polscy kuzyni bledziutko i niewyraźnie wypadają, słabowici jacyś i bez polotu się okazują. Jeśli już któremuś, tak jak Pawłowi Rabiejowi, wymsknie się, że pary panów i pań powinny mieć prawo do adopcji dzieci, to nim się człowiek zorientuje, wycofuje się, zaprzecza, kręci. Żadnych prawdziwych przekroczeń, żadnych wielkich aktów samopotępienia. Luminarze z Zachodu muszą, obawiam się, patrzeć na polskich lewicowców z poczuciem wyższości, może z odrobinką litości.

Tam naprawdę trzeba się postarać, żeby na poklask opinii światowej czymś nowym, oryginalnym, prawdziwie postępowym zasłużyć. Pokazują to losy premiera Kanady, Justina Trudeau, który od lat o miano największego lewicowca zabiega. Ostatnie dni znowu pokazały, że zasługuje on na palmę pierwszeństwa. Nie dość, że ciągle podczas przemówień płacze, przeprasza, kaja się za całe zło świata, okropnej cywilizacji białego człowieka wypiera, to jeszcze pięknie potrafi się od siebie samego, od własnej przeszłości odciąć i samokrytyki dokonać. A w chwili, kiedy zaczął on publicznie skruchę wyrażać za to, że kilkanaście lat temu przebrał się podczas zabawy studenckiej za ciemnoskórego, uznałem, iż wielkość tego męża jest nie do zakwestionowania. Nigdy bym nie wpadł na to, że za coś takiego można przepraszać. A tu proszę, pan Trudeau pokazał, że można. Że trzeba. Że należy.

Ja na przykład, przyznaję to z bólem i płaczem, w latach młodzieńczych bardzo lubiłem przebierać się za Indianina. Ba, z kolegami ganiałem po polach i lasach, urządzając zasadzki i organizując pułapki na blade twarze. Straszne, nieprawdaż? Iluż to Polaków w tym strasznym procederze udział brało? Nie waham się stwierdzić, że były to setki tysięcy. Tak, setki tysięcy polskich małych rasistów przebierało się za Indian i udawało czerwonoskórych! Tak samo zdarzało się, choć rzadziej, że ludzie przebierali się za Murzynów, czego doskonałym przykładem był upozorowany na czarnoskórego aktor w „Alternatywach”. Teraz wychodzi na to, że wszyscy byli pełni uprzedzeń, co uwidocznił premier Kanady!

A tak na poważnie myślę sobie, że żal mi Kanadyjczyków. Nie mam nic przeciwko Kanadzie, ale jak można było wybrać sobie na przywódcę państwa postać tak żałosną i groteskową jak pan Trudeau? Jak można tyle lat znosić jego pajacowanie, ba, chlubić się nim, wręcz je popierać? Ach, jak marzy mi się sytuacja, w której jakaś wielka gazeta (w tym przypadku był to „Time”) pokazuje zdjęcie przebranego premiera Kanady, a ten zamiast przepraszać za rzekomy rasizm i niestosowność swego zachowania, śmieje się i wzrusza ramionami. Zamiast ulegać idiotyzmowi politycznej poprawności, po prostu ma odwagę zachować się normalnie. Nie płaszczy się ani nie jęczy, ale zachowuje godność. Cóż, wiem, że to niemożliwe. W przyszłości takich Trudeau będzie więcej i więcej. Na szczęście wciąż to jeszcze daleko od Polski. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań