w rzeczy samej
Przestroga z Zachodu
Paweł Lisicki
Codziennie pojawiają się różne badania, liczby, statystyki dotyczące zwykle gospodarki i polityki. Niektóre trafiają od razu do kosza, inne są istotne dla specjalistów, są też takie, które mogą przynieść zmiany nastawienia opinii publicznej. Kilka dni temu trafiłem na statystyki dotyczące liczby aborcji w Wielkiej Brytanii. Pewien jestem, że w przeciwieństwie do całej masy danych te nie wywołają wstrząsu ani poruszenia, nie staną się przedmiotem debaty publicznej i nie wywołają burzy. A jednak z pewnego powodu warto się im przyjrzeć.
Jak wiadomo, zwolennicy wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół, tak jest również w Polsce, twierdzą, że niesiona przez nich wiedza pozwoli młodym ludziom bardziej świadomie podejmować życie płciowe.
Że dzięki specjalistom znacznie zostanie ograniczony problem aborcji, że większa świadomość przyczyni się do większej samokontroli. Otóż dane pochodzące z Wielkiej Brytanii, państwa, które od czasów nieszczęsnych rządów rozpieszczanego przez media Tony’ego Blaira systematycznie wprowadza i rozszerza szkolną edukację seksualną, całkowicie temu przeczą. Teraz garść liczb. Przy tym należy pamiętać, że za tym suchym wyliczeniem kryją się zawsze ludzie i ich śmierć. Dane podaję za lifesitenews.com, portalem zasłużonym w walce o życie.
Wśród 718 kobiet, które dokonały w swoim życiu co najmniej szósty raz aborcji, w 2018 r. było pięć nastolatek. 143 kobiety dokonały aborcji w zeszłym roku co najmniej siódmy raz – oznacza to wzrost liczby o 19 proc. w stosunku do roku 2017 i 27 proc. do roku 2016. W 2018 r. 4389 kobiet dokonało czwarty raz z rzędu aborcji, wśród nich były 23 nastolatki. Ogólnie w całym 2018 r. w Wielkiej Brytanii aż 84 258 kobiet dokonało w swoim życiu kolejny raz aborcji, w tym były 3332 nastolatki – wzrost w stosunku do 2017 r. o 7 proc. i 11 proc. w stosunku do 2016 r. W całej Anglii i Walii w 2018 r. dokonano 205 tys. aborcji.
Podobne dane mógłbym przytaczać z wielu innych państw Unii. Wszystkie pokazują jedno: wprowadzane do szkół systemy edukacji seksualnej nie tylko nie spełniają tego, co obiecują ich zwolennicy, lecz wręcz przeciwnie – przyczyniają się do totalnej banalizacji życia. Wzrost liczby powtórnych, potrójnych, poczwórnych aborcji wynika z tego, że kobiety coraz częściej, uwiedzione feministyczną propagandą, traktują zabicie nienarodzonego dziecka jako nieznaczący, obojętny zabieg medyczny. Moralnie obojętny, szybki, sprawny i wygodny. Szkolna edukacja seksualna odziera życie erotyczne z intymności, ze wstydu i z wartości, sprowadzając je do przyjemności i zaspokojenia. Ważnym jej komponentem jest twierdzenie, że poczęte dziecko jest jedynie bezosobowym „płodem”, a usunięcie go jest właściwie inną formą antykoncepcji. W praktyce prowadzi to do opisanego w statystykach zjawiska: szybszego i częstszego, wielokrotnego eliminowania życia nienarodzonych.
Te dane powinny dać wszystkim do myślenia. Nie spodziewam się, żeby cokolwiek zmieniły one w samej Wielkiej Brytanii, opanowanej od lat przez dyktaturę politycznej poprawności. Jedynym efektem ich ujawnienia w państwach zdominowanych przez feministki będą wezwania, żeby jeszcze bardziej poszerzyć edukację seksualną. Lewicowa odpowiedź zawsze jest taka sama: ogień gasi się benzyną. Jednak warto odwoływać się do tych danych w Polsce. Warto być mądrym przed szkodą i w żadnym razie nie ulegać presji zachodnich ideologów oraz polskich pożytecznych idiotów. Proponowana przez nich recepta w postaci liberalnej edukacji seksualnej jest po prostu trucizną, a jej pierwszym efektem byłby radykalny wzrost liczby aborcji. © ℗