Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Murem za krakowskim arcybiskupem

paweł lisicki

Jednym z warunków powodzenia rewolucji obyczajowej na Zachodzie był praktyczny paraliż przedstawicieli Kościoła. Zwiedzeni wizją budowy nowego, wspólnego, dialogicznego świata albo milczeli, albo używali języka na tyle ogólnego i gładkiego, że nie byli w stanie potępić dokonującego się na ich oczach przewrotu. Tym samym lewacka rewolta przez lata zdobywała kolejne punkty oporu.

Najpierw zostały opanowane uniwersytety, głównie wielkie wydziały humanistyczne. Następnie przyszła pora na politykę. Kolejne parlamenty unijne zaczęły wprowadzać ustawy pod dyktando coraz bardziej krzykliwych, pewnych siebie, bezczelnych wręcz aktywistów LGBT, organizacji feministycznych i, ostatnio, ruchów ekologicznych. Ich głównym celem było doprowadzenie do przewrotu w rozumieniu tożsamości człowieka, przekreślenie wszystkiego, co naturalne i obiektywne: nienaruszalnej wartości osoby ludzkiej, podziału na płeć męską i żeńską, wreszcie jakościowej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem. Zachodni prawodawcy coraz częściej próbują też zmusić do milczenia swoich krytyków. Takim nowym kagańcem mają być ustawy antydyskryminacyjne, zakazujące krytyki wszelkich realnych bądź wydumanych mniejszości i orientacji. Dlatego właśnie seria wypowiedzi abp. Marka Jędraszewskiego z ostatnich miesięcy ma tak wielkie znaczenie. Wreszcie pojawił się ktoś, kto nie waha się nazywać rzeczy po imieniu, kto ma odwagę wskazać zagrożenie i nie ulega miałkiej politycznej poprawności. Arcybiskup z Krakowa, zamiast tak jak tylu innych hierarchów nabrać wody w usta i uprawiać mimikrę, postanowił powiedzieć prawdę. Jego przeciwników boli nie tylko to, co mówi, lecz także że za krytyką kryje się tak wysoki autorytet.

P

ierwszą falę wściekłych ataków wywołały słowa arcybiskupa na temat zagrożenia „tęczową zarazą”, równie groźną jak wcześniej „czerwona zaraza”. Nic dziwnego. Aktywiści LGBT przywykli do tego, że propagowane przez nich zmiany wszyscy chwalą. Głaskają ich, pochlebiają im, do nóg się ścielą. Wielkie media biją im brawo, politycy na wyścigi okazują swoje poparcie, dziennikarze i celebryci nadskakują, drżąc ze strachu, że ktoś nazwie ich homofobami. Nawet ludzie Kościoła, czego przykładem jest żałosne zachowanie niemieckich biskupów, łaszą się i przymilają. Dlatego krytyka abp. Jędraszewskiego spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Zamiast siedzieć cicho lub zachwycać się propagandą homoseksualną, polski hierarcha przemówił całkiem innym głosem.

O

kreślenie „zaraza”, którego użył, jest w tym przypadku wyjątkowo trafne. Nie chodzi tu przecież o poniżanie homoseksualistów, ale o precyzyjne określenie sposobu szerzenia się ideologii LGBT, która niczym zaraza podbija świadomość kolejnych grup społecznych. Nagle okazuje się, że ludzie tracą zdrowy rozsądek, gubią sumienie. Nagle zaczynają nazywać związki dwóch mężczyzn lub kobiet małżeństwem i nagle domagają się, by ludzie pozostający w tych jałowych z natury relacjach zostali uznani za uprawnionych do opieki nad dziećmi. Tak jakby ludzką świadomość opanował jakiś wirus.

Podobna przemiana dokonuje się wśród radykalnych ekologów. Krytykując ekologizm, arcybiskup nie potępił przecież, co oczywiste, troski o środowisko naturalne, o zdrowie, o czystość. Nie. Wskazał na pojawiający się coraz częściej wśród ekologistów ekstremizm, prowadzący do zrównania człowieka ze zwierzętami albo, co też się zdarza, głoszący potrzebę eliminacji ludzkiego gatunku. Inną formą tego ruchu jest radykalny weganizm, czyli pogląd, że człowiek nie ma prawa jeść mięsa. Ludzie, którzy dają się zwieść tym ideologicznym miazmatom, rzeczywiście zachowują się, jakby zostali zarażeni: tracą zdolność rozumowania, myślenia, wnioskowania. Znajdują się w stanie ciągłego emocjonalnego pobudzenia. W skrajnej postaci może to prowadzić do uzasadnienia dla gwałtu i przemocy wobec hodowców bydła i, szerzej, rolników.

Za tę odwagę należy być abp. Jędraszewskiemu wdzięcznym. Zasłużył na najwyższe słowa uznania! © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań