Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Koniec niepodległości

Paweł Lisicki

Właściwie powinienem był się już przyzwyczaić. Od kilkunastu miesięcy raz po raz Parlament Europejski organizuje debaty, których głównym celem jest piętnowanie Polski. A ściślej: polskich władz. Kiedy wydawało się, że owe dość rytualne akty potępienia wszystkim się przejadły, że nowi posłowie będą mieli nieco więcej oleju w głowie i szacunku dla demokracji niż ich poprzednicy, okazało się, że nic z tego. Konieczność nieustannego potwierdzania swego oburzenia na państwa, w których rządzi prawica, jest silniejsza od zdrowego rozsądku. Ideologia musi być górą.

Ciekawe, że parlamentarzystom nie przyszło do głowy, iż to, co robią, stanowi drwinę z zasady suwerenności narodu, tak rzekomo ważnej i powszechnie szanowanej. Jak bowiem inaczej nazwać sytuację, w której większość PE potępia raz po raz ustawy polskiego Sejmu, wybranego przecież, kolejny raz w październiku 2019 r., w wolnych wyborach? Jak to możliwe, że kwestie wyraźnie należące do kompetencji państw narodowych – ustrój sądów, sposób ich działania i organizacja – stają się przedmiotem najpierw zainteresowania, a następnie ataku ze strony polityków innych państw?

W ostatniej rezolucji napisano, że w ocenie Parlamentu sytuacja w Polsce i na Węgrzech pogorszyła się od czasu uruchomienia procedury art. 7. Dlaczego? Jak to możliwe, skoro obecny rząd wycofał się przecież z wielu wcześniejszych rozwiązań? Posłowie wezwali też do stworzenia mechanizmu corocznej, międzyinstytucjonalnej kontroli stanu rządów prawa we wszystkich państwach członkowskich. Wszystkich, czyli znowu będzie chodziło o Polskę i Węgry, gdzie rządzi prawica. W praktyce oznaczałoby to powołanie superrządu badającego działalność obecnych polskich władz pod kątem ideologicznej zgodności z unijnymi wytycznymi. Najbardziej zapewne skandalicznym postulatem ze strony PE jest to, że wynik tych kontroli powinien mieć przełożenie na przyznawanie środków unijnych.

Niemal równocześnie z tym apelem o „korzystanie przez Komisję do przysługujących jej narzędzi” w przypadku Polski sama Komisja złożyła do Trybunału Sprawiedliwości wniosek o tymczasowe zawieszenie funkcjonowania nowej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Uznanie tego wniosku byłoby równoznaczne z tym, że Polska traci zdolność samodzielnego stanowienia swojego prawa. Jak inaczej bowiem nazwać sytuację, w której legalnie wybrany Sejm przyjmuje ustawę, która następnie przechodzi całą drogę legislacyjną po to jedynie, by skończyć w koszu wskutek decyzji TSUE na wniosek KE?

Zarówno rezolucja PE, jak i wniosek Komisji zdają się wskazywać, że dotychczasowa metoda, którą posługiwał się polski rząd, jest nieskuteczna. Ani dialog, ani tłumaczenie, ani wyjaśnienia – nic nie skutkuje. Unijni politycy nie chcą dialogu i porozumienia. Być może w Brukseli uznano, że polska gotowość do rozmów to przejaw słabości. Że należy dokręcić śrubę i zmusić polskie władze do ostatecznej kapitulacji. Wskazują na to choćby bezczelne wręcz próby ingerowania w prace polskiego parlamentu, jeszcze zanim ten w ogóle przyjął ustawę!

Stawką obecnej rozgrywki z UE nie jest już reforma sądownictwa, ale polska niepodległość. Gdyby miało się okazać, że UE jest w stanie zablokować zarówno powołanie Izby Dyscyplinarnej, jak i ustawy dyscyplinującej sędziów, należałoby po prostu zamknąć polski parlament, a pieniędzmi przeznaczonymi na posłów opłacić skutecznych lobbystów w Brukseli. Parlament, w sytuacji, w której przyjmowane przez niego ustawy byłyby skutecznie uchylane przez zewnętrzne instytucje, stałby się przecież jedynie atrapą. Musi uderzać, że nie widzi tego tylu przedstawicieli polskiej opozycji. Jej narodowy nihilizm musi szokować. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań