W RZECZY SAMEJ
Czas na normalność
PAWEŁ LISICKI
Nareszcie – pomyślałem, czytając wpis wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego na temat tzw. konwencji stambulskiej. „Konwencja stambulska mówi o religii jako przyczynie przemocy wobec kobiet. Chcemy wypowiedzieć ten genderowski bełkot ratyfikowany przez -
@Platforma_org i @nowePSL. Opinia zagranicy nas nie interesuje. Dla nas podstawą jest suwerenne państwo narodowe”. Jeśli nie jest to element gry – tego w przypadku polityków nigdy całkiem wykluczyć nie można – wówczas oznaczałoby to, że polski rząd wreszcie zrobi to, co wynika ze zdrowego rozsądku i co powinno stać się już dawno: wypowie wyjątkowo niebezpieczną i motywowaną ideologicznie umowę międzynarodową. Polska przyjęła ją w 2015 r.
Podobnie jak w przypadku innych działań lewicy tak i tu za piękną fasadą skrywa się wyjątkowo niebezpieczna treść. Fasada, czyli deklarowany cel, to walka z przemocą wobec kobiet. Rzecz bezdyskusyjnie słuszna. To właśnie dzięki swojej „antyprzemocowości” umowa ta zdobyła tak szerokie uznanie. A cel prawdziwy? Najdokładniej widać go w kilku artykułach.
Zgodnie z art. 12 ust. 1 „strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. Brzmi na początku dobrze i niewinnie, nieprawdaż? Wyobraźmy sobie jednak, że słowa o walce ze „stereotypowym modelem roli kobiet i mężczyzn” zaczną interpretować wyposażone we władzę feministki. Łatwo wtedy się okaże, że np. tradycyjna i stereotypowa rola to rola matki. A więc dalej do dzieła: trzeba tak zmienić prawo i przepisy, żeby ten haniebny stereotyp kobiety jako matki zmienić. Jak? Wprowadzić zajęcia szkolne. Zmusić dzieci, żeby porzuciły swoje przyzwyczajenia. Chłopcy w sukienkach to nie żart – to konsekwencja ideologii.
Tak samo pozornie niewinne jest twierdzenie, że państwa mają walczyć z tradycjami i ze zwyczajami opartymi na „idei niższości kobiety”. Tylko o co w tym przypadku chodzi? Czy np. to, że kobieta nie może zostać księdzem, nie stanowi złamania tego zapisu? Wszystko zależy od interpretacji. A łatwo dziś znaleźć takich prawników, którzy wykażą, że brak dopuszczenia kobiet do kapłaństwa opiera się na „idei niższości kobiety”. Skoro równość ma być całkowita, to dostępność do wszystkich funkcji i ról społecznych też. Tym bardziej że w innym artykule religia pojawia się jako potencjalne źródło przemocy wobec kobiet.
I wreszcie w art. 6 czytamy: „Strony zobowiązują się uwzględniać perspektywę płci w toku wdrażania i oceniania wpływu postanowień niniejszej konwencji oraz zobowiązują się promować i wdrażać politykę równości kobiet i mężczyzn oraz umacniania samodzielnej pozycji kobiet”. Co to jest „perspektywa płci”? Kto będzie decydował, na czym ona polega i czy jest zachowana? Dlaczego poza tym państwo ma angażować się we wspieranie „samodzielnej roli kobiet”, jakby nie było kobiet, a może jest ich zdecydowana większość, które swoją rolę widzą w życiu rodzinnym, jako żony i matki? Nie wiadomo też, jaki istnieje związek między zachowaniem tradycyjnej roli społecznej a przemocą. Z dokumentu wynika, że wszystko, co tradycyjne i naturalne, jest niebezpieczne. Biorąc pod uwagę obecne stosunki społeczne, może się okazać, że małżeństwo złożone z mężczyzny i kobiety to forma ucisku społecznego oraz patriarchalnej przemocy.
W lutym 2019 r. GREVIO, czyli komitet traktatowy Rady Europy odpowiadający za to, w jaki sposób zachowują się państwa, które wdrożyły konwencję, opublikował sprawozdanie na ten temat. Można w nim m.in. przeczytać, że w Salzburgu powstała Katedra Edukacji Neutralnej Płciowo, w Szwecji zwalcza się tradycyjne wzorce płciowe już na wszystkich stopniach edukacji szkolnej, a w Danii specjalna komórka rządowa bada, w jaki sposób biologiczna płeć ogranicza potencjał jednostek. Innych przypadków nie będę cytował, wiele ich można znaleźć w poświęconej temu analizie Ordo Iuris. Jak widać, młyny rewolucji mielą powoli, ale konsekwentnie.
Gdyby się okazało, że rząd faktycznie gotów jest spełnić to, co zapowiada na razie jeden z wiceministrów, oznaczałoby to, że Polska odrzuca dyktat lewicowych radykałów. Wymaga to, w przeciwieństwie do wypowiadania okrągłych słówek, prawdziwej odwagi. Można się spodziewać, że lewicowe portale – co zresztą już było widać po ich pierwszych reakcjach – zrobią wszystko, żeby ten pomysł utopić. Wycie będzie wielkie. Mam nadzieję, że nieskuteczne. Konwencję trzeba po prostu wypowiedzieć. Im szybciej, tym lepiej. © ℗