Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Rachunek zysków i strat

paweł lisicki

Wszystko wskazuje na to – tak przynajmniej wynika z sondaży – że w wyborach prezydenckich dojdzie do drugiej tury i że zmierzą się w niej urzędujący prezydent Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski. Ten drugi korzysta na efekcie świeżości, na tym, że wszedł do kampanii z zaskoczenia i że obudził zniechęconych i rozczarowanych wyborców Małgorzaty Kidawy- -Błońskiej. Co oznaczałaby kontynuacja obecnej prezydentury, mniej więcej wiadomo. Niezależnie od swoich wad Andrzej Duda zapewnia stabilizację władzy, a także jest skuteczną zaporą przed walcem tęczowej rewolucji. Z równym prawdopodobieństwem można przewidzieć, jakie byłyby skutki zwycięstwa jego oponenta. Pierwszym i najbardziej oczywistym byłaby prawdziwa wojna polityczna w obrębie władzy wykonawczej. Rafał Trzaskowski wyraźnie o tym powiedział w czasie debaty telewizyjnej, kiedy wspomniał, że władza prezydenta ma kontrolować inne władze. Absurdalny pomysł twórców polskiej konstytucji, którzy podzielili władzę wykonawczą między premiera i rząd oraz prezydenta, mógłby znowu wydać kolejne, zgubne owoce. Trzaskowski jako prezydent nie tylko by blokował i uniemożliwiał normalne rządzenie, lecz także jest pewne, że będzie toczył z większością sejmową regularną wojnę. W efekcie zamiast rzekomej równowagi będziemy mieli do czynienia z jeszcze większą awanturą i praktycznym paraliżem władzy wykonawczej. Rządzenie sprowadzi się do administrowania. W sytuacji, w której Polsce szczególnie potrzebny jest gabinet zdolny podejmować szybkie decyzje, byłaby to katastrofa. Kryzys nie jest dobrym czasem na eksperymentowanie. Rafał Trzaskowski nie jest wściekłym ideologiem lewicowym. Jest raczej typowym kunktatorem, człowiekiem chorągiewką, który podąży tam, dokąd zaprowadzi go wiatr historii. Ten zaś wieje w jedną stronę. Dlatego można być pewnym, że w kancelarii Trzaskowskiego, gdyby miał ją – nie daj, Boże – szansę zbudować, pojawią się ciotki feministycznej rewolucji, aktywiści LGBT oraz wszelkiej maści lewicowi ideologowie. Może mieć to nie tylko wymiar symboliczny – oswojenie z szaleństwem ideologicznym jest pierwszym etapem skutecznej rewolucji. Przyczółek w Kancelarii Prezydenta to dla działaczy lewicy prawdziwa gratka. I jednocześnie poważne zagrożenie dla tożsamości kulturowej i cywilizacyjnej Polski.

Wreszcie można się spodziewać, że wygrana kandydata PO byłaby potężnym ciosem dla obecnej polityki zagranicznej. Mniej lub bardziej skuteczna, jest ona jednak oparta na zasadzie wzmacniania polskiej suwerenności. Warszawa wreszcie nie jest potulnym uczniem Brukseli, nie potakuje ani nie przyjmuje z zadowoleniem decyzji podejmowanych przez mądrzejszych i starszych. Po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego byłoby to już praktycznie niemożliwe. Podległość Unii zostałaby przywrócona, a plany suwerennościowe praktycznie zablokowane. Nad Wisłą znowu panoszyliby się unijni komisarze, którzy, jak to robi obecnie pani Věra Jourová, przywoływaliby do porządku niesfornych uczniów. Polska zostałaby znowu przytroczona do rydwanu postępu. A przynajmniej takie próby byłoby nieporównanie trudniej blokować. Zanim odda się głos, warto dokonać racjonalnego rachunku zysków i strat. Jego wynik wydaje się, w tej sprawie, łatwy do przeprowadzenia. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań