Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Utrata tożsamości

Paweł Lisicki

Nie tak dawno pisałem o mechanizmie, który zapewnia szerzenie się rewolucyjnych idei. Co do zasady jest on prosty: w wąskim gronie radykałów, w którym panuje wspólnota emocji, muszą pojawiać się coraz bardziej skrajne pomysły. Przeskakują one z osoby na osobę tak jak ogień z polana na polano – za pośrednictwem żaru. Doskonale widać to teraz na przykładzie kolejnych szaleństw ruchu rzekomych antyrasistów. Działaczom Black Lives Matter nie wystarcza już zrzucanie z cokołów mniej lub bardziej faktycznych zwolenników niewolnictwa. Teraz chodzi o to, by w ogóle zburzyć całą zachodnią cywilizację od podstaw.

„Pomniki przedstawiające Jezusa jako białego Europejczyka są formą białego suprematyzmu i powinny być zniszczone” – to mądrość niejakiego Shauna Kinga, amerykańskiego działacza, zresztą – żeby było zabawniej – protestanckiego pastora. Głupota nie zna granic: „Wszystkie murale i witraże przedstawiające Jezusa jako białego człowieka i Jego europejską Matkę oraz białych przyjaciół. Wszystkie powinny być zniszczone… To rasistowska propaganda” – wzywa na Twitterze pastor. To oczywiście przykład barbarzyństwa. W atmosferze powszechnego podniecenia być może jednak i to wezwanie znajdzie popleczników.

Gdyby chodziło tu o głupią wypowiedź jednego lewackiego aktywisty, można by wzruszyć ramionami. Pełno takich można znaleźć w sieci. Czy nie jest jednak tak, że tego typu hasła są w istocie konsekwencją głębszego i coraz bardziej niepokojącego zjawiska – utraty własnej tożsamości przez Zachód? Od lat na amerykańskich i europejskich uniwersytetach uczy się ludzi kulturowej bezmyślności. Zamiast przekazywać dumę z przeszłości, uczyć szacunku do osiągnięć minionych pokoleń, studentów wychowuje się w pogardzie dla odziedziczonych wzorców, dla chrześcijaństwa, Kościoła, a nawet w ogóle Zachodu, w ich lekceważeniu. W roli złych – co jest efektem politycznego zwycięstwa neomarksistów od lat 50. – występują oczywiście biali mężczyźni. Dokładnie ci biali mężczyźni, którzy stworzyli cywilizację, w której bezkarnie i bezpiecznie mogą protestować i nakręcać się po kolei feministki, genderowcy, antyrasiści itd., itp. Wszystko to, co wielkie i wspaniałe, okazuje się dziełem przemocy, patriarchatu, męskiej dominacji, białej dominacji, heterodominacji.

Sukces i popularność tych grup to skutek bogactwa oraz bezpieczeństwa. Zachodnia cywilizacja białego człowieka wytwarza, i to jest największy paradoks, coraz liczniejsze grupy darmozjadów, leni, nieudaczników, ludzi, którzy nauczyli się tylko jednego – umieją wysuwać roszczenia i występować w roli ofiar. We wcześniejszych epokach, kiedy to dobrobyt i pomyślność społeczeństwa zależały od tego, co rzeczywiste – od faktycznej odwagi, od zdolności uczenia się, od inteligencji, od charakteru, od mądrości – nie było dla nich miejsca. Pojawili się i zrobili karierę wraz z narodzinami opiekuńczego państwa dobrobytu. Nie wiedzą, czym jest życiowa konieczność. Żyją w sztucznym świecie, oderwanym od tego, co realne. Nie potrafią być wdzięczni za to, co im przekazano, są za to przepojeni resentymentem. Nie muszą wykazywać się rozsądkiem. Są wyzwoleni z wcześniejszych ograniczeń – nie muszą zarabiać na życie, dbać o wykształcenie swoich dzieci, zdobywać wyższych wartości i dostosowywać się do wymagań. Mogą nieustannie się radykalizować i być pewni bezkarności.

Co gorsza, ten radykalizm nie spotyka się z odpowiednim oporem. W efekcie prania mózgów pojawia się bowiem, oprócz skupionych w mniejszych społecznościach rewolucjonistów, coraz liczniejsza grupa ludzi wyzbytych godności, wykorzenionych, rozbitych wewnętrznie, którzy nie są już w stanie przeciwstawić się propagandzie rewolucyjnej. To oni, mając zachwianą tożsamość, ciągle biją się w piersi, przepraszają, wyrażają żal i odcinają się od przeszłości. Chorują na wzrastające poczucie winy. Nie są równie skrajni jak aktywiści, ale wychowano ich w duchu podobnych antywartości. Nauczono ich poczucia winy i wstydu. Dlatego zamiast bronić własnej tradycji, własnego dziedzictwa, pierwsi ulegają naciskowi i płaszczą się przed agresywnymi aktywistami, ze szlochem wyznając winy swoje i swoich przodków. Dość to okropne widowisko. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań