Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Urażone poczucie wyższości

paweł lisicki

Andrzej Duda wygrał drugi raz z rzędu wybory prezydenckie i to z rekordowym poparciem ponad 10 mln głosów. Ci z państwa, którzy regularnie czytają nasz tygodnik, pamiętają zapewne, co pisałem tydzień przed wyborami i za pomocą jakiej metody przewidziałem jego zwycięstwo: „Dla mnie takim czytelnym znakiem, który pokazuje, że kampania Andrzeja Dudy zmierza do szczęśliwego końca, jest coraz bardziej oszalała akcja propagandystów z Czerskiej. Do tej pory mechanizm ten działał nieomylnie: wystarczyło przed wyborami zbadać poziom gorączki panującej w mediach Agory i można było mieć pewność, jakie będzie rozstrzygnięcie”. Rzadko cytuję sam siebie, ale tym razem nie mogłem się oprzeć tej, powiedzmy, przyjemności.

W ogóle należałoby wprowadzić w polskiej polityce podobną skalę badania nastrojów politycznych na stałe. Nazwijmy ją miarą szaleństwa propagandowego lewicy lub, prościej, skalą Agory. Dziesięć punktów wskazywałoby na maksymalne pobudzenie propagandowe. Otóż w chwili, kiedy lewicowi propagandyści – przepraszam, ale parafrazując Rafała Trzaskowskiego, powinienem używać sformułowania „propagandystki i propagandyści” – osiągnęli najwyższy poziom ideowego rozgrzania, można było z góry przewidzieć, że kampania polityczna ich idola zakończy się porażką. Zbyt głośno już wyrażali pogardę, zbyt krzykliwie domagali się odwetu, zbyt jaskrawie okazywali zajadłość. W chwili, kiedy użyli, jak im się wydawało, broni atomowej i spróbowali powiązać prezydenta Dudę z pedofilią, wiadomo było, że przedobrzyli. Ta nieustanna gorączka emocjonalna – można ją też nazwać bardziej tradycyjnie: żółcią lub frustracją – uniemożliwia im podejmowanie racjonalnych decyzji i chłodne analizowanie polityki.

Ten sam brak rozumu propagandyści pokazali już po przegranych wyborach. Zamiast zrobić to, do czego nakłaniał zdrowy rozsądek – uznać porażkę i zastanowić się nad własnymi błędami, nad tym, dlaczego ich oferta nie była w stanie przekonać większości Polaków – zaczęli po pierwsze wzajemną walkę na wyniszczenie, a po drugie – to jest stały rytuał – atakowanie PiS i odrzucanie wyniku demokratycznych wyborów. Zamiast pogratulować zwycięzcy i obiecać, że następnym razem przygotują lepszy program, że postarają się lepiej poznać potrzeby Polaków, próbują teraz rozpętać awanturę i ogłosić, że przegrali wskutek niecnych machinacji i spisku rządu oraz mediów publicznych. Pamiętam, swoją drogą, jak bardzo ci sami ludzie, którzy dziś wzywają do protestów, niedawno pieklili się na myśl, że PiS może oprotestować wyniki głosowania do Senatu. Cóż, typowa to logika Kalego (nie wiem, czy jeszcze w czasach Black Lives Matter wolno się na nią powoływać, ale zaryzykuję, licząc na zbiorowy rozum czytelników „Do Rzeczy”).

Z pewnego punktu widzenia to oczywiście groteska: Jak opozycja może twierdzić, że wybory były nieuczciwe, skoro do końca brała w nich udział i w pełni akceptowała reguły gry? Jak może teraz się skarżyć i negować te zasady, które dla wszystkich były równe i które do samego końca publicznie uznawała? Racjonalnie nie da się tego wytłumaczyć. Ludzi, którzy tak postępują, należałoby skarcić i odesłać do szkoły. Ponieważ jednak są dorośli i mają siłę, pozostaje jedynie opisywać ich posunięcia.

Znowu z pomocą przychodzi psychologia. Niemożność pogodzenia się z porażką ma przyczyny emocjonalne. Najkrócej mówiąc, chodzi o zadraśniętą dumę czy urażone poczucie wyższości. Po prostu dla większości opozycyjnych komentatorów demokracja jest jedynie fasadą, a to, że powinni sprawować władzę, jest czymś bezdyskusyjnym. Mają wygrywać oni, i basta. A jeśli lud wybiera inaczej? To znaczy, że został zmanipulowany przez wrogów: PiS, Jarosława Kaczyńskiego, TVP itd., itp. Ewentualnie nie został odpowiednio oświecony. W ich głowach nie mieści się to, żeby racjonalnie myślący, kierujący się interesem państwa obywatel mógł wybrać kogoś, kogo oni obłożyli klątwą, wyśmiali i odrzucili poza nawias.

Tyle że takie podejście jest dla państwa niebezpieczne. Po pierwsze, zapewnia nam w najbliższej przyszłości kroczącą próbę delegalizacji prawowitych rządów. Po drugie, biorąc pod uwagę medialne wpływy opozycji wśród liberalnych i lewicowych mediów, które dominują na Zachodzie, nieustanną nagonkę. Po trzecie, wskutek tej propagandy można się spodziewać, że kolejni unijni urzędnicy i politycy będą próbować zmienić werdykt polskich wyborców. Można z góry przewidzieć, że zamiast dotrzeć do innych niż do tej pory źródeł informacji, będą oni nadal bezkrytycznie łykać opowieść o polskim reżimie, kaczyzmie, miękkim totalitaryzmie.

Nie ma wątpliwości, że to samo działoby się, gdyby wygrał Rafał Trzaskowski: wówczas cała machina propagandowa zostałaby skierowana na rozbicie Zjednoczonej Prawicy i szybkie odzyskanie pełni władzy przez liberalną lewicę. Na szczęście stało się inaczej. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań