Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Wolność i tyrania doczesności

PAWEŁ LISICKI

Kiedy przeczytałem o tym, że australijska policja aresztowała kobietę w ciąży i brutalnie zabrała ją w kajdankach z domu, odciągając ją od innych dzieci i męża tylko dlatego, że na Facebooku wsparła protest przeciw polityce lockdownu w stanie Wiktoria, pomyślałem, że szaleństwo walki z koronawirusem osiągnęło apogeum.

Australia czy Nowa Zelandia nie są wyjątkami – pod sztandarem walki z zagrożeniem epidemicznym wiele państw posłużyło się najmocniejszymi możliwymi środkami. Przymusowa, wielotygodniowa izolacja w domu wszystkich obywateli, ciągłe kwarantanny, ograniczenia, a wręcz zniesienie podstawowych praw obywatelskich – tak wyglądają ostatnie miesiące. Wszystkie te drastyczne posunięcia mają chronić obywateli przed zagrożeniem. Jednak łatwo zauważyć ogromną dysproporcję między użytymi środkami – godzina policyjna, zakaz spotykania się, areszty, wysokie kary pieniężne, zniesienie praktyk religijnych, powszechna inwigilacja, nakaz noszenia maseczek również w przestrzeni publicznej – a faktycznym zagrożeniem. To bowiem, jak podkreśla wielu naukowców, jest znacznie mniejsze, niż początkowo można było sądzić.

Zarówno jeśli chodzi o ogólną liczbę zakażeń wirusem w stosunku do całości populacji w poszczególnych państwach, jak i o śmiertelność wskutek wirusa, nowa choroba, choć groźna, nie może być porównywana do wcześniejszych, znanych z historii wielkich fal dżumy, cholery czy grypy hiszpanki. Co więcej, jak pokazuje przykład Szwecji, być może najlepszym sposobem walki z zagrożeniem był apel do zdrowego rozsądku obywateli i wprowadzane na niewielką skalę ograniczenia. Zdecydowana większość państw – Polska jest gdzieś pośrodku – wybrała inną drogę. Wszędzie tam przeważyło przekonanie, że tylko ostre i radykalne rozwiązania uchronią nas przed armagedonem. O ile trudno teraz powiedzieć, jakie były realne skutki takich rozwiązań, o tyle długotrwałe konsekwencje globalnej wojny z pandemią (a może panpsychozą) są oczywiste.

Pierwszy i najbardziej fatalny to powszechność podejrzenia. Efektem polityki izolacji i powszechnego nakazu noszenia maseczek jest przekonanie, że każdy człowiek jest potencjalnym nosicielem zarazków. Ponieważ państwo toczy walkę z chorobą, której nosicieli nie można od razu rozpoznać, podejrzenie i brak zaufania stają się powszechne. Co ciekawe, przerażeni doniesieniami medialnymi obywatele sami z siebie często domagali się restrykcyjnych rozwiązań. Człowiek to już nie bliźni, ale potencjalny nosiciel zarazków. Byle kichnięcie lub chrząknięcie może doprowadzić do wybuchu paniki.

Po drugie, okazało się, że głównym zagrożeniem dla wolności obywatelskich stają się coraz bardziej tyrańskie rządy ekspertów i specjalistów. Informacje o zagrożeniu, rozdęte do niebotycznych rozmiarów przez media, pozwoliły zastosować politykom środki nadzwyczajne, o których nigdy wcześniej nie myśleli. Połączenie ekspertokracji i masowej demokracji medialnej to mieszanka iście wybuchowa.

Trzecim nowym doświadczeniem jest poznanie ciemnej strony rozwoju technologicznego: współczesne państwo ma nieporównywalnie większą władzę nad swoim obywatelem niż kiedykolwiek w przeszłości. Może go kontrolować i dyscyplinować, może narzucać mu wolę ogółu w stopniu, w jakim nie śniło się to nikomu wcześniej. W imię obrony zdrowia setki milionów ludzi musiało pogodzić się z tym, że każdy ich krok jest sprawdzany. Tym razem państwo posłużyło się technologią dla obrony zdrowia, ale łatwo sobie wyobrazić, że takie środki można zastosować w innych celach.

Po czwarte, można przewidzieć, że zagrożenie chorobą, nawet jeśli w końcu pojawi się mniej czy bardziej skuteczna szczepionka (bo przecież nigdy nie będzie skuteczna w 100 proc.), stanie się w przyszłości stałym uzasadnieniem poszerzania prerogatyw władzy państwowej. W istocie między zagrożeniem spowodowanym koronawirusem a zagrożeniem wynikającym z grypy lub innych chorób wirusowych jest tylko różnica stopnia. Łatwo sobie zatem wyobrazić, że również w przyszłości politycy, zachęceni obecnymi efektami, szybko i łatwo będą sięgali po środki nadzwyczajne. Kult zdrowia i długowieczności, najważniejsze wartości współczesnego społeczeństwa, coraz bardziej poddanego tyranii doczesności, prowadzi je nieuchronnie do pogodzenia się z ograniczeniem wolności. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań