Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

LISTY

Drodzy Czytelnicy!

Korespondencję elektroniczną prosimy kierować na adres: listy@dorzeczy.pl.

„Fałszywa epidemia”, Mariusz Błochowiak, „DRz” 32/2020

Serdecznie witam!

Z zainteresowaniem przeczytałam tekst red. Mariusza Błochowiaka „Fałszywa epidemia” („DRz” nr 32/2020). W jakimś stopniu pomógł mi w ustosunkowaniu się do tej okropnej pandemicznej rzeczywistości, bo im dłużej ta cała pandemia czy plandemia trwa, tym gorzej radzę sobie ze związanymi z nią emocjami. Coraz bardziej krytycznie patrzę na posunięcia zwalczające wirusa, właściwie defensywne, i zadaję sobie coraz więcej pytań, próbując sobie dookreślić to, w czym się obecnie znajdujemy. Dobrze, że ukazała się wreszcie jakaś naukowa publikacja dotycząca tej całej sytuacji. Oby tylko przebiła się na rynku czytelniczym i żeby ludzie chcieli po nią sięgnąć.

Dlaczego ludzie nie chcą wierzyć niezależnym ekspertom? Ponieważ większość społeczeństwa, nie tylko naszego, jest szczególnie uwrażliwiona na bezpieczeństwo zdrowotne i finansowe, więc łatwo poddaje się zarządzeniom i temu, co się oficjalnie mówi. I nie zależy to od sympatii politycznych. Ja w pierwszym okresie tego zamieszania z COVID-em też temu się poddałam, bo miałam nadzieję, że po kilku tygodniach „siedzenia w izolatce” (jako anglistka powinnam napisać „lockdownie”, bo tak brzmi piękniej) to minie i wrócimy do normalnego życia. Tymczasem zaczęło się mówić o jakiejś „nowej normalności”, co ja nazwałam w jednej części mojej produkcji „Koronna opowieść” nienormalną normalnością. Na szczęście już nie słyszę w mediach tego dziwacznego terminu. Widocznie rządzący doszli do wniosku, że wywołuje to jakiś dysonans. Wprowadzono obowiązek zasłaniania twarzy i dystans społeczny, co jest zamachem na nasz kod kulturowy. Twarz nie jest do zasłaniania ani w naszej polskiej, ani europejskiej kulturze, a powitania za pomocą łokci też nam nie wpojono. Uczono nas, że na powitanie podaje się dłoń lub po prostu wypowiada się słowo powitania, gdy sytuacja na podanie dłoni nie pozwala. Jak można mówić o budowaniu wspólnoty, skoro mamy się zasłaniać również w przestrzeni sakralnej, a jedni w drugich mają widzieć potencjalne zagrożenie? Ostatnio robi się coraz bardziej opresyjnie, bo wzmaga się kontrole i skłóca się klientów z obsługą sklepów, kierowców z pasażerami itd.

Będąc osobą całkowicie niewidomą, odczuwam to jako pozbawianie mnie tego, co mi jeszcze służy w odbiorze otoczenia, czyli dotyku i węchu. Nie wszystkim to przeszkadza, ale mnie bardzo. Na szczęście jakoś się przez to prześlizguję, ale gdy zapakują nas w przyłbice, bo to chcą zastosować wobec niemogących nosić maseczek, nie wiem, czy będzie mi się to udawało.

Denerwuje mnie ta cała retoryka z tym związana, a argumenty medyczne już zupełnie do mnie nie trafiają. Ciężkim grzechem i przestępstwem jest to, że ludzie chcą zachowywać się normalnie, tak jak zostali wychowani.

Mam nadzieję, że ta publikacja pozwoli rządzącym i ich ekspertom zrewidować to, co robią w związku z wirusem, i przestaniemy mieć do czynienia z tą nieznośną, powalającą i nielogiczną sytuacją.

Nie chcąc już się rozpisywać, serdecznie pozdrawiam całą redakcję i czytelników tygodnika „Do Rzeczy”.

Jolanta Fedorczuk, Wrocław

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań