Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Realizm i tragizm polityki

Paweł Lisicki

Jak co roku we wrześniu wraca dyskusja o przyczynach klęski Polski w wojnie wywołanej przez Hitlera w 1939 r. Różnica polega na tym, że za sprawą głównie publikacji Piotra Zychowicza (fragment jego ostatniej książki „Do Rzeczy” publikuje w tym numerze) systematycznie rośnie grupa publicystów i historyków uznających, że właściwym rozwiązaniem, lepszym dla Polski niż pakt z państwami Zachodu, Wielką Brytanią i Francją, był sojusz z wodzem III Rzeszy. Czy mają oni rację? I czy warto wciąż wracać do tej fatalnej historii?

Nie mam wątpliwości, że taka debata jest potrzebna. Jeśli historia ma być nauczycielką dla współczesnych, to trzeba ją właściwie rozumieć. To zaś oznacza także badanie, niekiedy bolesne, motywów, możliwych scenariuszy, wreszcie słabości bohaterów. Niektórzy uważają, że w ogóle zadawanie pytań o słuszność polskich wyborów w 1939 r. to niepotrzebne fantasmagorie, szukanie dziury w całym, kwestionowanie wielkości narodu, oddawanie pola wrogom, wręcz służba obcym interesom. Nawet jeśli emocjonalnie można taką postawę zrozumieć – Polacy przetrwali komunizm w dużym stopniu dzięki silnej wierze w sens ofiary – to dzisiaj debata na temat przyczyn katastrofy powinna być całkiem otwarta.

J

ednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w tej dyskusji – powtarzam, jak najbardziej uprawnionej – również druga strona, niech będzie realistyczna, popełnia podobne błędy, jakie zarzuca swoim oponentom. Przede wszystkim historyk nie jest konstruktorem rzeczywistości, ale jej badaczem. O ile może zatem wskazać faktyczne błędy aktorów na scenie dziejów – wie bowiem, jakie ich decyzje przyniosły skutki – o tyle nie może z równym prawdopodobieństwem przewidzieć, czy inne decyzje nie przyniosłyby podobnych albo jeszcze bardziej fatalnych konsekwencji.

Otóż Polska w 1939 r. stanęła przed wyborem prawdziwie tragicznym. Nie, jak chcą tego realiści, przed wyborem między prostym dyktatem zdrowego rozsądku a romantyczną tromtadracją, ale przed wyborem między złem a złem. Sojusz z wodzem III Rzeszy zakładał spełnienie jego ultimatum. Skąd pewność, że uchroniłoby to Polskę przed kolejnymi roszczeniami? Los Czechosłowacji mówi sam za siebie. A może rozzuchwalony uległością Warszawy w sprawie Gdańska i korytarza Berlin zaraz potem przedstawiłby kolejne? Na przykład odzyskanie Śląska? Albo Wielkopolski? Czy zgoda na – niech będzie – umiarkowane ograniczenie suwerenności państwa nie musi prowadzić do kolejnych zgód i kompromisów?

Dalej: Skąd pewność, czy sojusz z Hitlerem, nawet gdyby doprowadził do klęski Rosji sowieckiej, nie przyniósłby Polsce takiego samego losu jak wojna z nim? Chyba że zakładamy, iż w ramach porozumienia Polacy sami dokonaliby tych zbrodni, które popełnili Niemcy. Można mnożyć takie pytania. Tym, co najważniejsze, jest pewien całkowicie „nierealistyczny” błąd popełniany przez realistów: rozważając opcje sojuszu z Hitlerem, traktuje się go, jakby był politykiem racjonalnym, i na tym buduje się dalsze wizje. Te są spójne i logiczne pod warunkiem, że logiczne i spójne jest założenie. Tyle że to założenie jest z gruntu nierealistyczne i niespójne, co najlepiej pokazała kampania Hitlera przeciw Rosji sowieckiej przegrana przez niego właśnie z powodu szaleństwa i zbrodniczej obsesji.

Dlatego kiedy historyk opisuje nie to, co się wydarzyło, ale to, co mogło się było wydarzyć, może jedynie przewidywać i spekulować, co oznacza, że wypowiadane przez siebie sądy powinien zawsze traktować z daleko idącą ostrożnością. To, co hipotetyczne, nie może być tak pewne jak to, co się faktycznie stało. Chyba że nie mamy do czynienia z badaniem historii, ale z powieściopisarstwem – tu historia alternatywna może być bardziej prawdziwa niż ta, która naprawdę się dokonała. Otóż tej świadomości własnych granic, tego poczucia pokory wobec rzeczywistości, tego zrozumienia ciężaru faktów i zdarzeń czasem mi u realistów brakuje. W ich wizji sojusz Polski z Hitlerem był odpowiedzią jedyną, właściwie oczywistą i bezdyskusyjną. Był lekarstwem na wszelkie zło. Jeśli do niego nie doszło, to mogło to wynikać jedynie z głupoty, tępoty i ograniczonych horyzontów sanacyjnych polityków. Ale czy właśnie w tej „oczywistości” nie kryje się coś całkiem nierealistycznego? Co to za realizm, który z pasją i przekonaniem głosi wiarę w słuszność tego, co się nie wydarzyło? Co to za lekarstwo, którego działania nikt nie sprawdził? Co to za realizm, który ucieka od tragizmu? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań