Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Bezbożnicy nas nauczą

Paweł Lisicki

Nie umiem zrozumieć popularności guru lewicy. Kilka lat temu na jednym z lotnisk dla zabicia nudy sięgnąłem po dziełko przedstawianego jako mędrca niejakiego Yuvala Noaha Harariego. Przeczytałem, że izraelski homoseksualista, weganin i buddysta sprzedał miliony książek i że jest nową gwiazdą ateizmu. Przeczytałem, uznałem, że to stek banałów, i tyle. Ostatnio zauważyłem jednak, że również w Polsce ruszyła wielka machina marketingowa, która ma z niego zrobić mistrza i wizjonera.

W promowanej szczególnie przez nieocenioną „GW” (prawdziwy to następca pod tym względem sowieckiego „Bezbożnika” i PRL-owskich „Argumentów”) książce „Sapiens” pośród wielu złotych myśli złowiłem kilka prawdziwych pereł, odnoszących się do chrześcijaństwa. „[…] Jeśli policzymy ofiary wszystkich tego rodzaju szykan, to okazuje się, że przez trzy stulecia politeistyczni Rzymianie zabili co najwyżej kilka tysięcy chrześcijan. Z kolei na przestrzeni kolejnych 1500 lat chrześcijanie wymordowali miliony innych chrześcijan w obronie nieznacznie odmiennych wykładni religii miłości i współczucia”. Boże, pomyślałem, i autor tego rodzaju bredni jest profesorem na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie i Oksfordzie? No nieźle. Jak u licha można porównywać nieporównywalne? Państwowe prześladowania niewinnych obywateli, programowo wyrzekających się przemocy, i wojny armii chrześcijańskich państw? Jeśli już, to należałoby sprawdzić, czy liczba ofiar wojen politeistycznych państw jest porównywalna z ofiarami wojen państw chrześcijańskich, oczywiście przy założeniu podobnej liczby ludności, broni itd. Inaczej pan guru Harari mógłby z równym powodzeniem napisać, że jedna bomba użyta przez demokrację amerykańską (w Hiroszimie) przyniosła więcej ofiar niż kilka wieków islamskich podbojów, i wyciągnąć wniosek, że ludzkie życie bardziej szanowali kalifowie niż prezydenci USA. To, że takie kocopały ktoś łyka bez mrugnięcia okiem, możliwe jest tylko dlatego, że pojawiła się publiczność wychowana w głębokim antychrześcijańskim resentymencie, która przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza wszystko, co potwierdza jej uprzedzenia i stereotypy.

N

ie mniejszą głębię mają jego uwagi na temat początków Kościoła. „[…] Jeden z przywódców tej sekty, Paweł z Tarsu, doszedł do wniosku, że skoro Najwyższy ma swoje preferencje i uprzedzenia i skoro zadał sobie trud, by przyjąć cielesną postać i umrzeć na krzyżu dla zbawienia ludzkości, to jest to coś, o czym powinni usłyszeć wszyscy, nie tylko Żydzi. I dlatego dobrą nowinę o Jezusie – Ewangelię – należy szerzyć po całym świecie”. To się kiedyś nazywało tramwajowym ateizmem. Niby to ironiczne, niby podśmiechujki, niby fajne i cool, ale przecież prostackie i tępe. Paweł doszedł do wniosku? A niby jak? On pierwszy czy jednak inni przed nim? A że życie stracił dla tego wniosku? Ha, Ha, głupi był. Najwyższy ma swoje preferencje – toż można sobie boki zrywać. Równą głębokością wykazuje się Izraelczyk, kiedy stwierdza, że „[…] chrześcijańscy święci nie tylko przypominali dawnych bogów politeistycznych. Częstokroć byli tymi samymi bogami w przebraniu”. Tak, wszystko to są nie opinie cioci Krysi po podstawówce, ale sądy uczonego mistrza z Oksfordu i Jerozolimy. Tak, wiem, że wielu polskich czytelników jest na podobnym poziomie wiedzy i nie odróżnia kultu świętych od kultu bogów pogańskich, ale to jeszcze ani ich, ani pana Harariego nie usprawiedliwia. Braki nauki szkolnej, nawet jeśli ujawniają je dorośli, pozostają tym, czym były: przejawami niedokształcenia.

Mógłbym bez końca cytować takie opinie. Może jeszcze jedna: „Ani śladu tego przekonania [o życiu człowieka po śmierci] nie znajdujemy w Starym Testamencie, w którym zresztą nigdzie nie jest powiedziane, że dusza ludzka trwa po śmierci ciała”. Otóż znajdujemy więcej niż ślad. Jasny dowód wiary w zmartwychwstanie jest w 12. rozdziale Daniela i w Psalmie 73. Wiele innych śladów, wyrażonych metaforycznie, można znaleźć zarówno u Izajasza, jak i Ezechiela, a nawet w Księdze Rodzaju (o Henochu) czy Królewskiej (o Eliaszu).

Z niepokojem patrzę na powodzenie ateistycznych mędrków. Te sądy najpierw są bezkrytycznie przyjmowane, a potem stają się podstawą do antykatolickich ekscesów. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań