Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Proroctwa dla Zachodu

Paweł Lisicki

Ponad sto lat temu wielki brytyjski katolicki pisarz i publicysta, Hilaire Belloc, przestrzegał, że skutkiem upadku religii i rozwoju społeczeństwa kapitalistycznego może być na Zachodzie powrót do stanu niewolnictwa. Pisał: „Państwo kapitalistyczne generuje z siebie teorię kolektywistyczną, która w swoim działaniu wytwarza coś całkowicie różnego od kolektywizmu. A mianowicie Państwo Niewolnicze”. I z prawdziwą przenikliwością jasnowidza dodawał: „Przyszłość społeczeństwa industrialnego, a w szczególności społeczeństwa angielskiego, jeśli pozostawić ją jej własnemu biegowi, okaże się przyszłością, w której proletariatowi zagwarantowane zostaną dostatek i bezpieczeństwo, ale ceną tej gwarancji będzie wyrzeczenie się przez niego dawnej wolności politycznej i ustanowienie dla niego statusu realnie – choć nie nominalnie – niewolniczego”. Przewidywał, że możliwy jest czarny scenariusz, w którym to w zamian za bezpieczeństwo i zaspokojenie potrzeb ludzie pogodzą się z masowa utratą wolności. Musi tak być – dowodził – w systemie, w którym zniknie chrześcijaństwo, a w szczególności Kościół katolicki, który był zawsze strażnikiem prawdziwej wolności i gwarantem istnienia triady: wiara-wolność-własność.

Przyjęcie wiary przez Europę oznaczało, że prawdziwym fundamentem społeczeństwa i prawa musiało być prawo Boże. To Bóg był gwarantem godności osoby ludzkiej. Mając nieśmiertelną duszę, każdy człowiek cieszył się niezbywalnymi prawami. Było to przez wieki podstawą, oparciem, fundamentem dla wolności i własności, dla praw stanowionych. Usunięcie tego fundamentu, czego pierwszą próbą była reformacja, a potem rewolucja francuska, pozostawia człowieka w stanie chaosu. W ten sposób – zauważał brytyjski pisarz – tworzy się stopniowo przestrzeń dla niewoli. Dlaczego teraz wspominam Belloca? Ponieważ, obawiam się, główna jego intuicja okazała się trafna: w naszej epoce groźba państwa niewolniczego nie maleje, ale rośnie.

Żyjemy w systemie, w którym podstawowe potrzeby życia są zaspokojone praktycznie dla wszystkich. Dzięki skokowemu rozwojowi technologii ogólny poziom bogactwa systematycznie rośnie. Jednak dawna wiara systematycznie wypierana jest przez nową ideologię radykalnej emancypacji. Zamiast osoby ludzkiej, która swą wartość i godność czerpie z relacji do wiecznego Boga, pojawia się nienasycony konsument, jednostka, której wartość zależy tylko od dwóch czynników: poziomu konsumpcji i zdolności zaspokajania potrzeb. Człowiek nie został już, uważa się powszechnie, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, nie został też odkupiony przez Chrystusa, jest co najwyżej wyższą formą gatunkową zwierzęcia. Osoba ludzka nie ma zatem ostatecznie w sobie nic bezwzględnego, nic niezbywalnego. W ostateczności zostaje ona podporządkowana wielkiemu procesowi powszechnego rozwoju i konsumpcji.

O ile państwo tradycyjne musiało uznawać pierwszeństwo dóbr ducha, o tyle państwo współczesne uznaje absolutny i jedyny prymat doczesności. Państwu nie udało się wyeliminować śmierci, ale skutecznie pozbywa się ono wiary w życie poza nią i, przede wszystkim, usuwa obraz sędziego. Dlatego w ateistycznej cywilizacji skrajnej doczesności państwo w ogóle rezygnuje z obrony prawa naturalnego, Boga czy norm obiektywnych. Prawo ma służyć ochronie dobrego samopoczucia spełniającego się „ja”, które może wciąż się zaspokajać i konsumować. Kiedy traci taką możliwość – czas i choroby wciąż nie zostały pokonane – państwo zapewnia mu (tak już dzieje się w społeczeństwach akceptujących eutanazję) wygodny sposób zniknięcia.

Państwo średniowieczne miało służyć i pomagać zbawieniu duszy obywateli, państwo współczesne interesuje tylko jedno: maksymalizacja konsumpcji i nieskrępowanego doznawania. Celem państwa klasycznego – czy to starożytnego, czy średniowiecznego – była troska o sprawiedliwość i szczęście (chrześcijanie dodawali – wieczne), celem państwa współczesnego jest całkowicie wolna ekspresja swego „ja”. Przy czym tym, co rzekomo w człowieku najgłębsze, nie jest dusza nieśmiertelna, ale pożądanie seksualne, libido. W efekcie państwo współczesne powoli i konsekwentnie zmierza w stronę zamordyzmu: nic nie może stanąć na drodze do ekspresji własnego „ja”, nic i nikt nie może go krytykować. Krytyka powoduje stres, a stres, w tym systemie, musi zostać wyeliminowany. Płynność, ulotność, neutralność, tymczasowość i doczesność – na tym oparty ma być nowy ład/bezład. Żeby go zapewnić, potrzebna jest ścisła i uniwersalna kontrola nad tymi, którzy mogliby próbować poza to, co płynne, wyjść.

Czy przed takim rozwojem, przed tą tyranią doczesności, która na razie pojawia się jeszcze niewyraźnie, jako koszmar, nie ma ucieczki? Sam Belloc widział nadzieję w odrodzeniu religii. Pisał: „Wiara odzyska swoje głębokie i wiodące miejsce w sercu Europy”. Dziś na pewno trudniej przyjąć taką nadzieję niż na początku XX w. Ale kto wie, może jednak okaże się ona prorocza? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań