Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W rzeczy samej

Paradoksy eurorealistów

Paweł Lisicki

Żaden inny mój komentarz nie wywołał tylu odpowiedzi jak ten poświęcony kwestii polexitu, a więc ewentualnemu wyjściu Polski z Unii Europejskiej. Nic dziwnego. Najczęstszą reakcją była wściekłość – typowa postawa dla dużej części opozycji i udających dziennikarzy pacynek, które występują w roli komentatorów. Zabawne, ale tym razem biedacy całkiem się pogubili. Nie są w stanie pojąć, że po prawej stronie sceny politycznej istnieje niezależny, autonomiczny punkt widzenia. Że pojawia się głos domagający się radykalnej zmiany relacji z Brukselą. Ponieważ wszystko mierzą swoją miarą – dziennikarze są tylko narzędziami tej lub innej grupy wpływów – lewicowi propagandyści zachodzili w głowę, kto za tym stoi, i budowali misterne (w swoim mniemaniu) konstrukcje, usiłując dowieść, że to PiS w ten sposób, za pośrednictwem „Do Rzeczy”, rozpoczyna wymarsz z Unii. Niestety nie. PiS niczego nie rozpoczyna, a dowodem na to jest próba obrony, moim zdaniem z góry skazana na niepowodzenie, rzekomego sukcesu premiera Mateusza Morawieckiego w Brukseli. Prędzej czy później politycy rządzący przekonają się, jakie są skutki zgody na mechanizm pieniądze za praworządność.

Gniew, złość, agresja – to właśnie była odpowiedź wielu internautów na pomysły debaty o polexicie. Gorzej, że podobnie reagowali w większości politycy antyrządowi. Najlepszy to dowód, że prawdziwej opozycji – krytycznej do rządu, ale jednocześnie niepodległościowej i broniącej suwerenności – Polsce nie udało się dorobić. Zamiast tego były okrzyki, pohukiwania, wyrazy sprzeciwu i mniej lub bardziej absurdalne pomysły – pod tym względem wszystkich przebił lider PSL, Władysław -Kosiniak-Kamysz, który w czasie, kiedy trwały jeszcze negocjacje z Brukselą, ogłosił, że przynależność Polski do Unii należy wpisać do konstytucji. Ach, cisnęły mi się wtedy różne słowa na usta (niektóre całkiem nieparlamentarne), ale wulgarność pozostawiam innym. Niech więc będzie, że tygrys wydał z siebie ciche miauknięcie i z podkulonym ogonkiem popędził lizać mleczko z miseczki.

Najbardziej istotne głosy w debacie na temat relacji z Unią padają z prawej strony. Ci, którzy upomnieli mnie (a także Rafała A. Ziemkiewicza oraz innych zwolenników rozważenia opcji polexitu), rozumują w sposób iście paradoksalny. Otóż w większości z krytyką instytucji unijnych się zgadzają. Tak, mówią o tyranii większości, o unijnej ideologii, wskazują na rosnące zagrożenie dla obrony polskiej suwerenności, widzą presję na naszą tożsamość i… jednocześnie wzywają do dalszej debaty. Dostrzegają, że unijni politycy (tak komisarze, jak i większość europosłów) łamią traktaty, że dopuszczają się samowoli i przekraczają swoje kompetencje. A potem, jakby nigdy nic, mówią, że zamiast debatować o polexicie, należy szukać dla polskiego stanowiska zrozumienia w Unii, budować sojusze, szukać partnerów. Jestem pod wrażeniem. Wspaniale. Też bym chciał takich znaleźć. I dlatego pytam tych eurorealistów (za takich bowiem chcą uchodzić), gdzie znajdują się ich potencjalni sojusznicy.

Proszę bardzo, niech wskażą mi te polityczne siły, na których opierają swoje nadzieje. Niech pokażą mi, która znacząca partia w dużym państwie Unii (poza Węgrami, proszę) reprezentuje podejście do suwerenności bliskie polskiej prawicy. Gdzie dostrzegają takich partnerów we Francji na przykład? Rozumiem, że nie w Marine Le Pen, która poza tym, że wydaje się im zbyt prorosyjska (cokolwiek by to znaczyło), ma mikroskopijne szanse wygrać wybory nad Sekwaną. Albo, bliżej, w Niemczech? Jaka tamtejsza siła polityczna może być partnerem dla polskich obrońców suwerenności? AfD? Nie sądzę. Ale przecież nie CDU, SPD czy Zieloni. No więc kto?

Obawiam się, że chętnych nie ma. Ostatnimi byli być może brytyjscy torysi, ale ci właśnie Unię opuścili. Polskim realistycznym przeciwnikom wyjścia z Unii pozostają zatem zaklęcia. Wciąż muszą udawać, że istnieje trzecia droga między podporządkowaniem się walcowi tęczowej ideologii i opuszczeniem Unii. Wciąż nie potrafią przyjąć do wiadomości, że to, z czym mamy do czynienia w Europie, nie jest już demokracją, ale lewicowo-liberalną oligarchią. Kto nie chce na poważnie myśleć o wyjściu z Unii, ten musi prędzej czy później podporządkować się lewicowemu dyktatowi. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań