Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Pruska droga do Europy

paweł lisicki

Dziwne rzeczy dzieją się na świecie. A ściślej: dziwne rzeczy dzieją się w ludzkiej świadomości. A może jeszcze ściślej: dziwne rzeczy dzieją się w głowach niektórych Polaków (pewnie powinienem napisać – Polek i Polaków). Chociaż w tym przypadku rzecz dotyczy jednej tylko głowy i jednego tylko Polaka, za to nie byle kogo, bo prezydenta Poznania, stolicy Wielkopolski.

Zwykle nie wspominam, jakiego regionu jakieś miasto jest stolicą, w tym przypadku jednak ma to znaczenie. Ba, dodaje całej historii swoistego smaczku.

Otóż ówże prezydent Jaśkowiak podczas debaty, która towarzyszyła otwarciu Studium Obywatelskiego im. Pawła Adamowicza (piękna nazwa), powiedział: „U nas ten pruski element, te 123 lata tej obecności w Prusach i to wszystko, co się z tym wiązało, jednak prowadzi do tego, że się świetnie rozumiemy, jeśli chodzi o Gdańsk, Wrocław, i uważamy, że z wiedzy, z nauki warto czerpać, należy czerpać i w związku z tym tak dobrze się u siebie wzajemnie czujemy”. Przetarłem najpierw oczy raz i drugi, uszczypnąłem się w policzek. Ki diabeł, pomyślałem, to nie może być prawda. A jednak, upewniłem się, ten sam cytat i ta sama wypowiedź zostały przytoczone przez kilka portali. Zresztą, i to będzie pierwsza uwaga, tzw. prawicowych, na czele z DoRzeczy.pl.

Najwyraźniej żaden z wielkich, potężnych, mających kilkaset milionów odsłon gigantów nie uznał tej wypowiedzi za godną dostrzeżenia. Szok! Prezydent Poznania, miasta, które przez cały okres zaboru pruskiego było jednym z centrów oporu wobec germanizacji, które Prusacy za wszelką cenę próbowali zniemczyć, pozbawić je polskiej tożsamości i tradycji, ogłasza, że 123 lata zaboru pruskiego to było… pozytywne dziedzictwo, w oparciu o które zamierza budować wspólnotę z Gdańskiem i Wrocławiem, i cisza? Żadne wielkie media o tym nie piszą? Nie dziwią się? Nie pytają?

A naprawdę jest o co pytać. Pomijam drobiazg, bo za taki można uznać pewną, powiedzmy, arytmetyczną nieścisłość – jednak nie 123 lata był Poznań pod pruskim zaborem, ale formalnie 114 – w okresie od 1806 do 1815 r. należał do napoleońskiego Księstwa Warszawskiego. Podobnie trudno mówić o pruskim zaborze Wrocławia, które to miasto od dawna w skład Rzeczypospolitej przedrozbiorowej nie wchodziło. To są jednak szczegóły, szczególiki wręcz.

Poważne pytanie brzmi inaczej: Co, u licha, sprawiło, że Poznaniem zarządza człowiek, który odwołuje się do pruskiego zaboru jako do… wartości, jako do pozytywnego punktu odniesienia, do elementu, z którego chce czerpać? Jak to się stało właściwie? Mogło się przecież wydawać, że polska pamięć historyczna raz na zawsze widzi w Prusach i tym, co pruskie, zagrożenie, śmiertelne i dla polskiego żywiołu groźne. Że pamiętamy pozytywnie nie o Prusakach, którzy traktowali Polaków z poczuciem wyższości, pogardy, widzieli w nich barbarzyńców i naród niedojrzały (ten należy dopiero właściwie wychować), ale o tych Polakach, którzy się temu opierali. Jedni prowadzili pracę organiczną, zakładali towarzystwa akcyjne, budowali instytucje, inni, już pod sam koniec zaborów, wystąpili z bronią w ręku i jako jedyni odnieśli wielki sukces. Notabene – ten wspaniały pruski eksperyment zakończył się zresztą klęską i ostatecznym zniknięciem Prus po Poczdamie i drugiej wojnie światowej.

Ale i bez tego, czy Prusy mogą być dla Polaków pozytywnym punktem odniesienia? Nie tylko dlatego, że to, co polskie, w nich ciemiężono i zwalczano, lecz także dlatego, że było to państwo z samej zasady sztuczne, powstałe wskutek sekularyzacji zakonu krzyżackiego, państwo agresywne i nastawione na podboje, które mogło rozwijać się tylko w jeden sposób – systematycznie żerując na słabości i wadach polskiego państwa. A gdy tego zabrakło – na zniewoleniu Polaków.

A więc jak to jest, że dziś odniesienie do Prus staje się w oczach (w podświadomości?) niektórych czymś pozytywnym? Zaczynam z niepokojem podejrzewać, że dla tych ludzi (niekoniecznie, mówiąc eufemistycznie, dysponujących wiedzą historyczną) to, co pruskie i niemieckie, staje się namiastką tego, co europejskie, namiastką wyższej cywilizacji europejskiej, do której teraz chcieliby swoje miasta – Poznań, Gdańsk, Wrocław – wprowadzić. Mielibyśmy zatem do czynienia ze skrajną formą nihilizmu narodowego. Te słowa prezydenta Jaśkowiaka pokazywałyby też, jak ludzie ci patrzą na obecną Unię: jest ona dla nich po prostu potęgą, której należy się poddać i tyle. To, co pruskie, staje się przedsionkiem europejskości, to, co polskie, przeszkodą w drodze ku tej wspaniałej przyszłości. Straszne to, ale czy nie prawdziwe? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań