Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Brońmy prawa weta

Paweł Lisicki

Jak to często bywa, to, co najważniejsze, umyka uwadze polskich komentatorów. Wolą uczestniczyć w plemiennych połajankach i skupiać się na powierzchni życia politycznego. Dlatego tak niewiele uwagi zwróciła w Polsce, przełomowa co się zowie, propozycja niemieckiego ministra spraw zagranicznych, Heiko Maasa, by w sprawach polityki zagranicznej znieść zasadę jednomyślności. „Nie możemy już dłużej pozwalać na to, byśmy byli zakładnikami tych, którzy swoim wetem paraliżują europejską politykę zagraniczną” – powiedział niemiecki polityk na konferencji ambasadorów w Berlinie. Nie mniej ciekawe niż sama ta propozycja było jej uzasadnienie: „Stawką jest zdolność Europy do działania. Fakt, że poszczególne kraje regularnie blokują decyzje dotyczące polityki zagranicznej, zagraża spójności Europy – tłumaczył szef niemieckiego MSZ. – Dlatego też musimy otwarcie powiedzieć: weto musi zniknąć – dodał Maas. Najbardziej zabawne, że te swoje wywody zakończył, nie sposób nie zauważyć, dość obłudną obietnicą: „Nawet, jeśli miałoby to oznaczać, że Niemcy mogłyby zostać przegłosowane”.

Uderza, że propozycja ta, która pociągałaby całkowitą zmianę polityki unijnej i praktyczny koniec suwerenności poszczególnych państw, w Polsce przemknęła, powtarzam, bez głośnego echa. Być może dlatego, że bezpośrednim powodem jej pojawienia się była, z polskiego punktu widzenia, dość odległa i abstrakcyjna kwestia stosunku do Hongkongu i Bliskiego Wschodu. Poza tym głównym oskarżonym o niesubordynację jest w tej sprawie premier Węgier, Viktor Orbán, który uniemożliwił wydanie tak upragnionego przez ministra Maasa oświadczenia. Sam węgierski premier tak to tłumaczył: „Europejska lewica, pod przywództwem lewicy niemieckiej, kolejny raz w podły sposób zaatakowała Węgry. Tym razem z powodu odmowy podpisania wspólnego oświadczenia w sprawie Hongkongu, któremu brakowało wagi politycznej i powagi”. „W ostatnich latach to wspólne podejście do polityki zagranicznej, motywowane wewnętrznymi względami politycznymi, doprowadziło do tego, że stanowisko w polityce zagranicznej Unii Europejskiej stało się pośmiewiskiem” – zauważył szef węgierskiego rządu. 

Nie zamierzam rozstrzygać tu sporu o oświadczenie wobec Hongkongu. Jednak nie mam wątpliwości, że niemiecki projekt jest skrajnie szkodliwy. Przede wszystkim, jeśli minister Maas mówi o „europejskiej spójności”, to powstaje pytanie, w jaki sposób jest ona osiągana. W przypadku poszczególnego państwa członkowskiego Unii za politykę zagraniczną odpowiedzialna jest poszczególna, demokratycznie wybrana władza. Polityka zagraniczna należy w ścisłym tego słowa znaczeniu do zakresu suwerenności państwowej i dlatego poszczególne państwa mogą prowadzić spójną politykę narodową. Takiej wspólnej, demokratycznej podstawy brak unijnym instytucjom. Tak jak nie ma europejskiego ludu, tak nie ma suwerennych, pochodzących od tego ludu, instytucji.

Tym jednak, co najbardziej zastanawia, jest opowieść szefa niemieckiej dyplomacji, że po zniesieniu zasady weta Niemcy także gotowe są podporządkować się większości, nawet jeśliby się z nią nie zgadzały. Otóż warto przypomnieć ministrowi Maasowi, a także innym, podobnie myślącym politykom, że zasada weta została wymyślona dla ochrony praw słabszych, a nie silniejszych! Prawo weta jest swoistą nadwyżką, dodatkiem politycznym, który ma równoważyć nierównowagę gospodarczą, demograficzną i inną między różnymi podmiotami. Na tym polega istota prawa weta: tam, gdzie jedno państwo (lub kilka) może szybko zdobyć hegemonię i zapewnić sobie dominację (bo jest bogatsze, bo ma większe wpływy, bo dysponuje potęgą), tam słabszy dysponuje ostateczną bronią blokującą. Prawo weta to konieczny element równowagi. Kto zatem neguje prawo weta, ten faktycznie neguje podstawową zasadę istnienia Unii Europejskiej, zasadę równowagi między interesem narodowym poszczególnych państw (również mniejszych i słabszych) i interesem wspólnoty (określanym często przez większych i silniejszych).

Powiem to obrazowo. Wyobraźmy sobie sytuację, w której w klatce zamknięta jest mysz, a wokół niej krąży kot. Otóż w pewnym momencie kot ogłasza, że będzie walczył o życie bez klatek, że jest przeciwnikiem krat i chce pełnej swobody i wolności poruszania się. A następnie, by pokazać swą dobrą wolę, mówi, że jeśli mysz zgodzi się opuścić zamknięcie, to on sam chętnie da się jej zamknąć. Czy mysz dałaby się przekonać? Tak długo, jak kot jest kotem, a mysz myszą, nie sądzę.

Słowa ministra Maasa pokazują zatem, obawiam się, rosnącą presję niemieckiej, a zapewne też europejskiej lewicy na to, by wykorzystując obecną przewagę polityczną, raz na zawsze znieść ostatnie bastiony narodowej suwerenności. Polska powinna się temu zdecydowanie przeciwstawić. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań