Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Ucieczka przed apokalipsą

Paweł Lisicki

Zachodnie społeczeństwa osiągnęły nikomu wcześniej nieznany poziom bogactwa i dobrobytu, co oznacza, że przywódcy polityczni nie muszą brać pod uwagę rzeczywistości. A przynajmniej tak im się wydaje. Dlatego mogą swobodnie snuć coraz bardziej osobliwe i niedorzeczne plany, budować utopie i nie przejmować się kosztami: te pokryje się dzięki pożyczkom zaciąganym w imieniu przyszłych pokoleń.

Najnowszym przykładem takiego podejścia jest przedstawiony przez Fransa Timmermansa program „Fit for 55”, a więc wielki projekt totalnej zmiany polityki ekologicznej Unii Europejskiej. Do 2030 r. redukcja emisji CO2 w krajach członkowskich ma wynieść 55 proc. Ostateczne szczęście i nirwanę – całkowitą neutralność – Unia osiągnie w roku 2050, czyli już za 30 lat. Jak w przypadku każdego innego, wielkiego i globalnego planu projekt Timmermansa został przedstawiony na 4 tys. stron, co oznacza, że jest on praktycznie nie do przeczytania.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cały projekt holenderskiego polityka jest przesiąknięty duchem tak popularnego w kręgach zachodniej lewicy radykalnego ekologizmu i bliski jest marzeniom aktywistów ruchu degrowth. Chcą oni dokonać zmniejszenia i ograniczenia produkcji oraz konsumpcji. Według nich Ziemia wskutek działań człowieka i opartej na dążeniu do zysku gospodarki kapitalistycznej znalazła się w skrajnym niebezpieczeństwie i lada moment czeka nas armagedon na niebotyczną skalę. To dlatego wylewają rzeki, podnosi się poziom wód, narasta stężenie smogu. Samo istnienie człowieka, a już szczególnie działanie wolnego rynku oznaczają degradację środowiska. Dążenie do bogacenia się, do wzrostu ma rzekomo prowadzić do rozpadu naszej planety i klęski. Najważniejszym warunkiem osiągnięcia przyszłej utopii ma być ograniczenie gospodarki. W tym celu trzeba zmniejszyć emisję CO2. Inaczej ludzkość zginie. Czasu jest coraz mniej: każdy rok przybliża nas do wielkiego bum.

Nie są to mrzonki i rojenia nieznaczących grupek maniaków – dokładnie w taki sposób wypowiadają się politycy, jakby nie było, pierwszej ligi światowej. Oto mój ulubieniec, prezydent Francji, Emmanuel Macron, w ten sposób komentował raport ONZ o bioróżnorodności: „Ważą się losy Ziemi jako planety nadającej się do zamieszkania”. Skoro lada chwila Ziemia przestanie się nadawać do zamieszkania, to albo należy z niej uciec w kosmos – choć nie wszyscy mogą pójść w ślady Jeffa Bezosa – albo wydać ostatnią wielką bitwę mocom ciemności i ocalić planetę. W istocie retoryka ta dobrze odpowiada dominującej wśród zachodnich społeczeństw nowej mentalności. To osobliwa mieszanka świadomości apokaliptycznej (zaraz nadejdzie kres) i ateistycznej (ważna jest tylko doczesność). Jedyną formą wieczności może być przyszłość, jedyną wartością ma być czysta natura.

Dlatego w debacie nad planami Timmermansa i podobnych mu wieszczów katastrofy różne racjonalne argumenty mają ograniczone znaczenie. Tym, co tkwi u podłoża utopii, nie jest bowiem rozum, ale emocja, dziki, nieokiełznany strach przed końcem i poszukiwanie ucieczki. Gdyby nie on, projekt nigdy by nie został przedstawiony. Eksperci wskazują choćby, że realizacja planu i tak nie przyniesie oczekiwanych efektów, ponieważ państwa Unii odpowiadają jedynie za 9 proc. globalnej emisji CO2. Dalej: projekt Timmermansa nie tylko jest nieskuteczny, lecz także skrajnie szkodliwy. Oznacza zniszczenie małych i średnich biznesów oraz rozrost wielkich korporacji. Musi spowodować drastyczny wzrost cen dla wszystkich obywateli (najbardziej dotknięci nim będą najmniej zamożni) i upadek rolnictwa, energetyki, zapewne transportu i przemysłu wydobywczego. Wszystko to jednak nie ma znaczenia – liczy się przecież nowa świecka ideologia. Liczy się umknięcie przed apokalipsą.

Oczywiście, żeby sen Timmermansa się spełnił, na jego realizację będą się musiały zgodzić rządy poszczególnych państw. Czy będą potrafiły wytłumaczyć swoim obywatelom, że potrzebna jest wielka ofiara? Że trzeba się pogodzić ze wzrostem cen, bezrobociem itp., itd.? Teoretycznie będzie to trudne. Ludzi nie jest łatwo przekonać do poparcia przepisów uderzających w ich interesy. Jak jednak pokazała praktyka ostatnich lat, masowa akcja medialno-propagandowa może zmienić nastawienie społeczne. Każde szaleństwo może okazać się, jeśli tylko wtłacza się je do głów odpowiednio konsekwentnie, rozumne. Wystarczy tylko dobrze dobrane hasło – np. razem ratujemy Ziemię przed bliską zagładą – i efekt będzie murowany. Gdyby tak się miało stać, sami zbudowalibyśmy sobie nowy, zielony komunizm. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań