Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

List

Drodzy Czytelnicy,

Dzisiaj jeden tylko głos, z prowincji, choć sytuacja przedstawiona przez naszego czytelnika nie jest obca także mieszkańcom większych miast. Dedykujemy go premier Ewie Kopacz, która jako minister zdrowia ma spore zasługi dla polskiej służby zdrowia. Inne tematy, spory i dyskusje, a także informacje o spotkaniach autorskich naszych publicystów – w Internecie.

Obrazek z małej przychodni

Niedawno przeprowadziłem się do małej miejscowości. I oczywiście w końcu trafiłem do przychodni. Przychodnia oddalona jest od mojej wsi o kilka kilometrów. Nie jest łatwo tam dotrzeć bez auta. Dla

starszych ludzi to cała wyprawa. Autobus jest, ale jeździ tak rzadko, że ktoś by musiał stracić wiele godzin na dojazd i powrót. Teściowa jest już starszą osobą, więc musiałem wziąć trochę wolnego w pracy i pojechać. No dobra, dojechaliśmy. Oczywiście 6.30, mimo że rejestracja od 7. Kolejka już taka, że teściowa jest jakaś 25. w tej kolejce. I tak dobrze, że wpuszczają do środka i nie trzeba stać na zewnątrz. Rejestracja przez telefon? Zapomnij. Panie rejestratorki nie odbierają telefonu. W tłumie ludzi są tacy, którzy tylko na badania okresowe, tacy, którzy tylko po receptę na przewlekłe choroby, i chorzy. Od samego siedzenia mogą się pozarażać jedni od drugich. No dobra, 7. Panie otworzyły. Nawet

w miarę sprawnie idzie. Ale co to? Lekarze są od 8 dopiero. Teściowa dostaje termin na 8.30, więc mamy godzinę siedzenia w poczekalni. I tak dobrze, bo pacjenci do innego lekarza mają wyznaczone na 14. I teraz przyjedź tu autobusem z odległej miejscowości. Kilka godzin oczekiwania. Jak na ironię naprzeciw krzesła plakat „System eWUŚ. Ułatwia rejestrację i przyspiesza wizytę u lekarza”. No proszę... „Nasz” lekarz oraz inni przychodzą nawet trochę przed 8. Ale nasz przyjmuje zaraz od 8, a obok w gabinecie (gdzie zresztą największa kolejka) pani doktor łazi i łazi i pierwszego pacjenta przyjmuje o 8.20. W dodatku ten ktoś siedzi do 8.40. Biorąc pod uwagę, że rejestracja zapisuje pacjentów co 10 minut, to pani doktor powinna już przyjąć czworo. Przyjęła jednego. Ładnie sobie ludzie poczekają. Obok w kolejce starsza pani opowiada, że jej ciężko chory mąż wreszcie po roku zostanie przyjęty w przychodni przez endokrynologa. Jest po operacji tarczycy. Powinien być pod STAŁĄ kontrolą lekarza, więc... chodzi prywatnie. Ooo, przyszedł jeszcze ktoś do rejestracji! Ale dowiedział się, że dziś już nie będzie przyjęty, bo limit przyjęć na dzień wyczerpany. Na pytanie: „To co? Ja mam tu umrzeć?” pani w rejestracji wzrusza ramionami: „Proszę przyjść jutro”. Ludzie potulnie siedzą w kolejce. Bo przecież każdy czegoś potrzebuje. Nie ponarzeka, bo potem będzie „spalony”. I tak to wygląda. Tylko nikt tego nie pisze. Pisze się o kolejkach do specjalistów. Pisze się o problemach szpitali. Ale nie o szarej rzeczywistości małych przychodni. I tej całej masie zwykłych Polaków, którzy muszą się z tym zmagać.

Z poważaniem Jakub Stonawski

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań