Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Odzyskiwanie władzy. Akt pierwszy

Paweł Lisicki

Od lat żaden polityk nie budził takich nadziei jak Andrzej Duda. Jednak czy zaprzysiężenie na urząd prezydenta będzie faktycznie momentem przełomowym, pokaże dopiero przyszłość. Do prawdziwej zmiany potrzebna jest prawdziwa, a nie symboliczna władza. Dlatego znaczenie nowej prezydentury będzie zależeć od wyników październikowych wyborów. Popularność prezydenta Dudy jest w nich największym atutem PiS. Zdobyty przez niego urząd stanie się przez kilka najbliższych miesięcy prawdziwym przyczółkiem, miejscem oparcia dla wielkiej jesiennej ofensywy opozycji. Można się spodziewać, że pierwsza batalia nowej prezydentury dotyczyć będzie projektów ustaw, które mają być spełnieniem wyborczych obietnic z czasów kampanii: zwiększenia kwoty wolnej od opodatkowania oraz ustawy wprowadzającej zmiany emerytalne. Z góry można przewidzieć, że odpowiedź rządu będzie negatywna. Zamiast dyskutować o tych zmianach, Platforma będzie próbowała uwikłać Andrzeja Dudę w aferę SKOK-ów oraz kontynuować wojnę ideologiczną. Chociaż do tej pory ta strategia była nieskuteczna, nie wydaje się, żeby obecne kierownictwo partii rządzącej potrafiło wymyślić coś innego. Dlatego platformerscy zagończycy od tygodni próbują zrobić z Andrzeja Dudy ciasnego religianta, katolickiego fanatyka, piewcę państwa wyznaniowego. Dowody – szacunek wobec porwanej przez wiatr hostii oraz obecność na kilku ważnych uroczystościach religijnych – były jednak słabe. Na takie zachowania mogą się obruszać jedynie ludzie, którzy dawno już utracili więź z tradycją. W ich oczach autonomia państwa i Kościoła oznacza radykalny rozdział oraz wrogość, a nie bliską współpracę. Wprawdzie to nie ci wyborcy dominują, można sobie jednak wyobrazić, że skuteczna prowokacja i nachalna propaganda zrobią swoje i przestraszą ogół. Jedyną szansą PO jest wywołanie antypisowskiej histerii. Taki jest też zamysł wspierających rząd mediów. W jednym z ostatnich komentarzy redakcyjnych „Gazety Wyborczej” napisano expressis verbis, że PiS nie jest zwyczajną partią demokratyczną i do walki z nią trzeba powołać wspólny front wszystkich pozostałych sił. Na razie takie głosy są przede wszystkim znakiem frustracji i niemocy. Jednak wkrótce obraz prezydenta-ultrakonserwatysty zacznie być promowany też w zachodnich mediach, wyjątkowo podatnych na brednie o zagrożeniu demokracji, opowieści o państwie wyznaniowym czy rzekomy wzrost ksenofobii. Pojawią się ostrzeżenia, upomnienia i krytyki co mniej rezolutnych polityków europejskich. Podobnie było za czasów prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego, nie ma powodów, żeby miało się to zmienić obecnie. Dlatego nowy prezydent musi być w nadchodzącym okresie wyjątkowo ostrożny. To od jego postępowania bowiem zależeć będzie w ogromnym stopniu wynik jesiennych wyborów. Do tej pory, szczęśliwie, pokazał, że to rozumie. Dzięki temu szansa na zmianę polityczną jest realna jak nigdy. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań