Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Paweł Lisicki Zerwana solidarność

Polski premier wybrał lojalność wobec dawnego szefa swej partii i przedłożył ją nad dobro państwa. Zgadzając się na przyjęcie wyznaczonej przez Brukselę liczby uchodźców, Ewa Kopacz nie tylko postąpiła wbrew opinii większości polskiego społeczeństwa, lecz także zerwała solidarność z przywódcami Węgier, Czech i Słowacji. Jedyne, co może pocieszać, to fakt, że za ten swój wybór Kopacz zapłaci drogo i szybko. Trudno nazwać jej decyzję inaczej niż kapitulacją. Premier uległa presji zarówno unijnych polityków, jak i kanclerz Angeli Merkel. Okazało się, że Polacy nie mogą liczyć na własny rząd, że w sytuacji konfliktu reprezentuje on bardziej interesy Berlina lub Brukseli niż Warszawy. Mimo całej retorycznej otoczki, mimo różnych masek i pozorów nie ulega wątpliwości, że Ewa Kopacz, tak jak wcześniej Donald Tusk, po prostu stała się posłusznym narzędziem w ręku polityków niemieckich, zakładnikiem nieracjonalnej i z polskiego punktu widzenia szkodliwej europejskiej politycznej poprawności. Od kilku tygodni trwa w Polsce zaciekła kampania medialna, która ma doprowadzić Polaków do zmiany stanowiska w sprawie problemu przyjmowania uchodźców. Kolejni eksperci i specjaliści udowadniają, że po pierwsze przybysze z Bliskiego Wschodu są uchodźcami, to jest grozi im śmierć i prześladowanie, po drugie, że ich przybycie nie niesie ze sobą żadnego niebezpieczeństwa, po trzecie, że jeśli nawet uchodźcami nie są, to i tak ich przybycie przyniesie Polsce korzyści, po czwarte wreszcie, że kto tego nie rozumie, ten jest cymbałem i ksenofobem. Ta swoista mieszanka moralnego szantażu i taniej propagandy przynosi jednak skutki odwrotne do zamierzonych. Być może Polacy mają więcej zdrowego rozsądku, niż im chciałyby przypisać elity, i po prostu nie oduczyli się myśleć samodzielnie. Jeśli w innych państwach Unii integracja społeczności muzułmańskich zakończyła się powodzeniem, to dlaczego, u licha, zmusza się Polskę do ich przyjmowania? Skoro mylił się Jarosław Kaczyński i takie państwa jak Szwecja i Francja cieszą się z żyjących tam wspólnot islamskich, to dlaczego nie przyjmą ich jeszcze więcej? Jeśli to tak wielkie bogactwo, niech korzystają z niego bardziej. Czyżby chodziło o nagły i niepowstrzymany przypływ altruizmu? Poza tym dlaczego, jeśli motywem uchodźców jest strach przed śmiercią, nie zatrzymali się oni w bezpiecznej Turcji? Albo Serbii? Albo, niech tam, w innych państwach, a nie akurat oferujących wysokie zapomogi socjalne Niemczech? Dlaczego nagle mamy kochać muzułmanów bardziej niż siebie samych i dlaczego w tej jednej sprawie głos i obawy społeczne są wyśmiewane i odrzucane? Takich prostych pytań można postawić więcej. Niestety, brak na nie odpowiedzi. Zamiast tego jest zakrzykiwanie i histeria, którą nazywa się – jakby inaczej – akcją uświadamiającą. Jedyna nadzieja to szybka zmiana tchórzliwego i niesuwerennego rządu. Byle do października. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań