Bezbronni
Drodzy Czytelnicy,
Dzisiaj tylko jeden list, ale oczywiście zapraszamy też do Internetu na naszą stronę: www.dorzeczy.pl oraz nasz fan page www.facebook. com/TygodnikDoRzeczy.
Bezbronni
W najnowszym wydaniu „Do Rzeczy” (nr 6/2016) przeczytałem z zainteresowaniem artykuł „Bezbronni” pióra Macieja Pieczyńskiego dotyczący prawa do posiadania broni. Zgadzam się ze stanowiskiem autora w tej sprawie. Wolni obywatele powinni mieć prawo do posiadania broni, a jedynymi ograniczeniami w tym zakresie są: karalność, choroba psychiczna i uzależnienie od alkoholu lub narkotyków. W całej naszej historii dostęp do broni był rzeczą naturalną, a umiejętność posługiwania się nią Polakom niejeden raz się przydała. Mój dziadek, profesor USB i żołnierz w czasach I wojny światowej, miał w domu legalnie pistolet do wybuchu II wojny. Dopiero okupacja bolszewicka i okres PRL zmieniły
ten stan radykalnie. Obca władza, bojąc się obywateli, zakazała posiadania broni, wmawiając im jednocześnie, że to dla ich dobra. Niestety, ten stan trwa praktycznie do dzisiaj, a – co gorsze – jego akceptacja tkwi w mentalności wielu „bezbronnych” obywateli. Po zniesieniu obowiązkowej służby wojskowej i lekcji przysposobienia obronnego w szkołach praktycznie niewiele osób umie posługiwać się bronią. W sytuacji, gdy armia zawodowa liczy ok. 100 tys. ludzi, wydaje się rzeczą naturalną, że potrzebne są także rezerwy, które na wypadek konfliktu zbrojnego można by szybko zmobilizować.
Dlatego celowe byłoby – zważywszy na sytuację na świecie i w Europie – aby przywrócić obowiązkowe szkolenia wojskowe, aby jak najwięcej obywateli naszego kraju oswoić z bronią i nauczyć zasad posługiwania się nią. I oczywiście także należy zmienić prawo w zakresie pozwoleń na broń, najlepiej zgodnie z sugestiami Ruch Obywatelski Miłośników Broni. Dzisiaj każdy posiadacz broni co pięć lat poddawany jest szczegółowym badaniom lekarskim, w tym psychiatrycznym oraz psychologicznym. Te nadzwyczajne środki ostrożności stosuje nasze państwo także wobec właściciela broni nawet nie ostrej, ale gazowej, chociaż nie słyszałem, by zabito z takiej broni choć jedną osobę. W tym samym czasie na naszych drogach giną tysiące osób, często w sposób zawiniony przez kierowców, których nikt w ten sposób nie badał, a może powinien, bo – jak widać – samochód jest bardziej śmiercionośnym narzędziem niż broń.
Wojciech Zajączkowski, Łódź