Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W oczekiwaniu na cud

PAWEŁ LISICKI

Nie pierwszy to raz i obawiam się nie ostatni przychodzi mi pisać o dziwności naszych czasów. Wszystko w nich zdaje się pomieszane. Mętlik taki, że naprawdę nieźle trzeba się wysilić, żeby zrozumieć, kto jest kim, kto kogo reprezentuje, kto w czyim imieniu naprawdę występuje, a kto jedynie pozoruje, udaje, w cudze szaty się przebiera, starych słów w nowym, osobliwym, całkiem niebywałym znaczeniu używa. Doskonale to widać w polskiej polityce. W większości systemów demokratycznych media głównie patrzą na ręce rządzącym. To oczywiste. Kto ma władzę, ten decyduje o przywilejach, ten może kupować sobie poparcie. Zbyt silna władza skupiona w rękach jednej partii, jednej grupy, jednego towarzystwa łacno się wyradza, korumpuje; miast troszczyć się o interes wspólny, dba o swój jedynie i swoich popleczników. Wytwarza się wtedy oligarchia, w której wąska warstwa uprzywilejowanych korzysta z dóbr dla wszystkich. Nie ma to nic wspólnego z demokracją. Jest jej, powtarzam, wyrodnym dzieckiem, pasożytem, groźną chorobą. I przed takim właśnie zepsuciem miał i ma chronić system wolnych mediów. Tymczasem w Polsce rzecz wygląda zgoła odwrotnie. Niektóre wielkie polskie media zachowują się tak, jakby rządziła opozycja. To jej poświęcają ciągłą uwagę. Węszą i sprawdzają, dopytują się i prześwietlają. Cokolwiek powie Jarosław Kaczyński, musi to być, z definicji niejako, głupie, puste, śmieszne lub niebezpieczne (czytelnik sam niech sobie wybierze właściwą opcję). Chce ponownych wyborów – znaczy, że niszczy demokrację. Gdy urządza demonstrację – najbardziej banalny pod słońcem element w systemie demokratycznym – słyszę, że chce podpalić państwo. Opozycja miast korzystać ze swoistej taryfy ulgowej, jest w Polsce, odwrotnie, na cenzurowanym. Rzecz to niesłychana, a jednak większość tak już oswoiła się z tą sytuacją, że nawet specjalnie jej się nie dziwi. Najdrobniejszy błąd i słabość opozycji rozdymane są do niebotycznych rozmiarów; wpadka staje się katastrofą, gafa objawem szaleństwa, słabostka zdradzać ma ciągoty autorytarne. W cieniu takiej propagandy Polska może przekształcić się w oligarchię. Ciągle przestrzegając przed rzekomym niebezpieczeństwem – dojściem do władzy opozycji, wspierający władzę publicyści nie zauważają znacznie większego i prawdziwego niebezpieczeństwa, jakim jest system fasadowej demokracji. Niemiłe to sprawy, wiem, z nastrojem świątecznym nie całkiem w parze idące. Cóż, prawa świata są jednak nieubłagane. Pozostaje wiara w odmianę. Cuda przecież się zdarzają, a Boże Narodzenie o tym przypomina.

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań