Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Najtrudniejszy egzamin dla Mateusza Morawieckiego

Paweł Lisicki

Stało się. Mateusz Morawiecki zastąpi na stanowisku premiera Beatę Szydło. Jednych to cieszy, innych martwi, największa jest chyba grupa zdezorientowanych, którzy zadają pytanie o motywy tej decyzji. Rzeczywiście, wątpliwości narzucają się same. Dlaczego zmieniać popularną premier po dwóch latach kierowania gabinetem i to po tym, jak odrzuciło się wotum nieufności wobec niej? Dlaczego wcześniej zarówno sama Beata Szydło, jak i ważni politycy PiS, jak choćby Ryszard Terlecki, twierdzili, że rekonstrukcja nie będzie dotyczyła stanowiska premiera? Trudno uznać, żeby odpowiedzią na te pytania był komunikat komitetu politycznego PiS i dość osobliwie brzmiące słowa o „pełnym determinacji przeciwdziałaniu ze strony wrogich idei dobrej zmiany zarówno sił wewnętrznych, jak i zewnętrznych”. Pomijając kwestię poprawności gramatycznej: Czy wynika z tego, że premier Szydło była nie dość skuteczna?

Z różnych wypowiedzi można wywnioskować, że głównym motywem zmiany na stanowisku premiera było wzmocnienie pozycji Polski w relacjach z państwami Unii. Mateusz Morawiecki ma lepiej bronić dobrej zmiany, lepiej ją tłumaczyć i w ten sposób przyczynić się do osłabienia coraz silniejszej presji europejskiej na Polskę. Być może tak jest, chociaż do tej pory nikt w PiS nie zadbał o wytłumaczenie zmiany wyborcom. W każdym razie wynikałoby z tego, że Jarosław Kaczyński na poważnie obawia się czy to samych sankcji, czy też, w przyszłości, ograniczenia funduszy unijnych dla Polski. W tym sensie wybór Mateusza Morawieckiego, który przez dwa lata zbudował sobie doskonałe relacje ze światem biznesu i umie także rozmawiać z unijnymi partnerami Polski, byłby racjonalny.

Nie jest przypadkiem, że tuż po nominacji w zachodnich mediach zaczęto porównywać Morawieckiego do prezydenta Francji, Emanuela Macrona. Przesłanie związane z jego nominacją jest jasne: Polska się rozwija i bogaci, modernizuje i zmienia, stawia na innowację oraz przyszłość. Rządzą nią technokraci i fachowcy, finansiści i menedżerowie, dlatego zarzuty zachodnich polityków, podszczuwanych do tego przez część polskiej opozycji, o tłamszenie praworządności, o łamanie demokracji i cofanie kraju do przeszłości nie mają podstaw.

Wizerunek i dokonania na stanowisku szefa jednego z największych banków prywatnych to z tego punktu widzenia największy atut nowego premiera. Ba, nawet jego przynależność do Rady Gospodarczej przy Donaldzie Tusku staje się zaletą: przecież to kolejny fakt pokazujący, że Jarosław Kaczyński postępuje pragmatycznie, nie kieruje się zemstą i pamiętliwością, jak twierdzą jego wrogowie.

Czy zmiana premiera wystarczy, żeby uspokoić zachodnich krytyków? Czy technokratyczny język i światowy sznyt polepszą obraz Polski? Na pewno Morawiecki trafi do tych, którzy krytykują Polskę z powodu ignorancji, trudno jednak uwierzyć, że przekona najbardziej zaciekłych, ideologicznych wrogów. Ilu jest tych pierwszych, a ilu drugich, dopiero się okaże.

Jednak to samo, co jest tak wielkim atutem Morawieckiego w relacjach z Zachodem, jest też jego słabością w samym PiS. Nie wygrał nigdy demokratycznych wyborów, nie ma swojego własnego zaplecza politycznego. Duża część elektoratu prawicowego, przede wszystkim mieszkańców małych miast i prowincji, wciąż widzi w nim ciało obce, człowieka wywodzącego się ze świata wielkiej finansjery i bankowości. Lud PiS-owski podchodzi do niego nieufnie i z dystansem. To oczywiście może się zmienić, dużo zależy zarówno od samego Morawieckiego, jak i od jego otoczenia. Czy będzie potrafił używać naprzemiennie dwóch różnych języków – technokratycznego żargonu w relacjach z Zachodem i emocjonalnego, bliskiego oraz swojskiego wobec zwykłych Polaków? Sytuacji Morawieckiemu na pewno nie ułatwia fatalny sposób odwołania premier Beaty Szydło.

Mateusz Morawiecki najpierw potrafił pokazać, że jest dobrym prezesem banku, później okazał się sprawnym wicepremierem odpowiedzialnym za gospodarkę. Teraz przed nim najtrudniejszy sprawdzian: musi okazać się też skutecznym politykiem. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań