Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Smutny konflikt

Paweł Lisicki

Przyglądając się temu, jak z dnia na dzień pogarszają się stosunki polsko-żydowskie lub polsko-izraelskie, trudno nie odczuwać smutku. Trudno nie mieć poczucia, że Polska dała się uwikłać lub sama się uwikłała w wyjątkowo niebezpieczny konflikt. I trudno też nie dostrzec z jednej strony słabości i braku politycznej wyobraźni niektórych polskich polityków, z drugiej bezwzględności i zacietrzewienia, chciałoby się wręcz powiedzieć – niebywałego tupetu części izraelskich elit.

Jeśli chodzi o Warszawę, to kilku rzeczy nie jestem w stanie pojąć. Po pierwsze, dlaczego nowelizacja ustawy o IPN musiała nastąpić akurat w przededniu dnia wyzwolenia Auschwitz. Jak to możliwe, że do Warszawy nie docierały z Izraela żadne sygnały o możliwym sprzeciwie i skali oporu? Dlaczego placówka w tym kraju od tylu miesięcy nie ma ambasadora? Zastanawiam się, czy polska w ogóle dysponuje czymś takim jak dyplomacja, skoro nikt nie jest w stanie uprzedzić na czas o zbliżającej się nawałnicy. No bo jak to możliwe, żeby nie wiedzieć o tym, że nasz rzekomo bliski partner i rzekomo dobry przyjaciel pełen jest tak silnych antypolskich resentymentów? Podobnie zastanawiam się, czy ktokolwiek – premier, prezydent, ministrowie – dokonali na zimno rachunku zysków i strat? Scenariusz jest przecież łatwy do przewidzenia: protesty żydowskie nie skończą się na skądinąd haniebnej i głupiej ustawie Knesetu, oskarżającej Polskę o współudział w Holokauście. Przeciw Warszawie uruchomiony zostanie, tak dobrze przećwiczony przez Żydów w stosunku do innych państw, zestaw kolejnych środków nacisku. W ostateczności można się spodziewać nawet gwałtownej zmiany w relacjach z USA i – nie wykluczałbym tego – podważenia polsko-amerykańskiego sojuszu.

Jeśli chodzi o Izrael, to trudno zrozumieć z kolei, dlaczego państwo, któremu powinno zależeć na dobrych relacjach z najbardziej chyba proizraelską ekipą po 1989 r., nagle decyduje się na wściekły atak. Dlaczego szukając teoretycznie partnera wśród państw Europy Środkowej, nagle postanawia zniszczyć dobre relacje z Warszawą? Dlaczego część izraelskich elit postanawia potraktować Polskę jak wroga, a polskie próby chronienia pamięci o własnych ofiarach – jak zamach na swój interes narodowy? Tak jakby Żydom zależało na stworzeniu fali antysemityzmu i jakby kompletnie nie interesowały ich skutki własnych działań. Tak jakby polityka polegała nie na tworzeniu sieci przyjaciół, lecz na brutalnym egzekwowaniu swojej przewagi. W ostateczności takie działanie źle się kończy. Siła to nie wszystko.

Dlaczego zatem doszło do konfliktu? Możliwości jest kilka. Po pierwsze, Warszawa nie chciała dostrzegać negatywnych sygnałów. Po drugie, zaczadzenie ideologiczne religią Holokaustu (cierpieli tylko Żydzi i nikt więcej) wraz z sekularyzacją społeczeństwa izraelskiego stały się tak silne, że uniemożliwiają chłodną i spokojną ocenę sytuacji. Po trzecie, chodzi o coś innego, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje, i awantura o nowelizację jest tylko przykrywką do awantury o reprywatyzację. Po prostu znacznie łatwiej zbudować koalicję światową wokół rzekomo zagrożonej pamięci o Holokauście niż wokół osiągnięcia własnych korzyści. Po trzecie, może zadziałał konsekwentnie od miesięcy sączony przez część polskich środowisk liberalno-lewicowych jad.

Nie sposób przewidzieć do czego doprowadzi obecny konflikt. Jeśli odpowiedzią na kryzys miało być telewizyjne, czwartkowe wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego, to trudno uznać je za udane. Pomijając już kwestie czysto wizerunkowe (czy nikt nie mógł tego lepiej wyreżyserować?), jest dla mnie niejasne, o co w ogóle premierowi chodziło? Do tej pory sądziłem, że celem ustawy jest obrona pamięci o polskich ofiarach, taka jak ta, którą cieszą się ofiary żydowskie. Tymczasem Mateusz Morawiecki próbował mnie przekonać, że chodzi o to, że „szerzenie prawdy o Holocauście to nie tylko zadanie Izraela. To również zadanie Polski.” Cóż, jeśli taki ma być cel tej operacji: uwikłać się w wojnę dyplomatyczną z Izraelem po to, żeby pokazać Izraelowi, że Polacy będą lepiej szerzyć od Żydów prawdę o Holocauście – to przyznaję szczerze, że nic nie rozumiem.

Naprawdę, trudno zachować optymizm. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań