Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Więcej zysków czy strat?  

Paweł Lisicki

Mimo negatywnej opinii Państwowej Komisji Wyborczej Prawo i Sprawiedliwość podtrzymało swoją decyzję o złożeniu protestów wyborczych w kilku okręgach do Senatu. Ma do tego prawo. W sytuacji, kiedy różnica między zwycięskim a przegranym kandydatem jest niewielka i wynosi kilkaset głosów, w okręgu, w którym padło dużo głosów nieważnych, ponowne przeliczenie wydaje się działaniem naturalnym. Nie jest to ani zamach na demokrację, jak krzyczą opozycyjne media, ani koniec polskiego parlamentu.

Podobnie nie da się usprawiedliwić histerii opozycji, która o możliwym zamachu na wolność wyborów zdążyła już zawiadomić OBWE, Komisję Wenecką, UE i Bóg raczy wiedzieć, kogo jeszcze. To, co robi PiS, to normalna forma dochodzenia swoich interesów. Co nie zmienia faktu, że ponowne sprawdzanie głosów musi przynieść rządzącej partii korzyści. Polityka i prawo nie zawsze idą w parze. Może być wręcz przeciwnie.

Owszem, zdominowany przez opozycję Senat na pewno bardzo utrudni sprawowanie władzy. Już z pierwszych zapowiedzi widać, że druga, wyższa izba parlamentu miałaby odgrywać rolę swoistej antypisowskiej twierdzy. Nie tylko opóźniałaby ona procedury i wydłużała proces tworzenia prawa, lecz także, można sądzić, miałaby stać się swoistą przeciwwagą dla rządzącego Sejmem PiS. Perspektywa niezbyt przyjemna, tym bardziej że przez cztery lata partia Jarosława Kaczyńskiego nie musiała się z żadnymi opóźnieniami i kłopotami liczyć. Wszystko to, powtarzam, czyni ponowne sprawdzenie głosów czymś naturalnym.

Jednak jest i druga strona medalu. Otóż pytanie brzmi następująco: Jaki będzie efekt decyzji PiS? Zgodnie z pierwszym scenariuszem Sąd Najwyższy protesty odrzuci i uzna je za bezzasadne. Nie zmieni to układu sił politycznych w Senacie, wpłynąć może tylko w pewnym stopniu negatywnie na wizerunek rządzących. PiS wystąpi w roli tych, którzy nie potrafią przegrać. Nie jest to wielkie ryzyko i nie ono jest rozstrzygające. Gdyby na tym skończyła się obecna awantura – Sąd Najwyższy odrzuca protesty i nic się nie zmienia, jeśli chodzi o podział mandatów – wszyscy szybko o niej zapomną.

Paradoksalnie ciekawszy jest drugi wariant: Co będzie w sytuacji, w której Sąd Najwyższy uzna protesty i zarządzi ponowne wybory we wskazanych okręgach? Wyborcy są przekorni i bardzo, bardzo nie lubią, kiedy ich decyzja podawana jest w wątpliwość. Biorąc pod uwagę medialną przewagę opozycji, można sądzić, że większość elektoratu uzna, iż ponowne głosowanie jest wybiegiem i ma na celu zachowanie władzy przez PiS. Można się zatem spodziewać, że wskutek ponownych wyborów większa mobilizacja nastąpi po stronie przeciwników PiS – będą szli głosować, sądząc, że chce się im odebrać prawo. Negatywna emocja w tym przypadku będzie silnym czynnikiem mobilizującym i może przesądzić o zwycięstwie opozycji.

W takiej sytuacji ryzyko polityczne rośnie. Wprawdzie PiS co najwyżej straci i tak to, czego nie miał – mandat senatorski. Jednak, i to jest kluczowe, nie byłby to jedyny potencjalnie negatywy skutek powtórzonego głosowania. Znacznie ważniejszy jest wpływ, który obecna awantura może wywrzeć na nadchodzące – raptem za siedem miesięcy – wybory prezydenckie. Jeśli opozycyjnym mediom uda się przekonać wyborców, że PiS gra nieczysto – a potwierdzeniem tego byłyby przegrane powtórzone na żądanie PiS wybory do Senatu – może się to skończyć źle dla Andrzeja Dudy. Pierwszą okazją, by ukarać PiS za domniemaną nieuczciwość, będą wybory prezydenckie i pierwszą ofiarą tych protestów stałby się obecny prezydent.

Nie wszystko, co legalne i naturalne, musi być politycznie skuteczne. Utrata większości w Senacie to kłopot, ale nie katastrofa. Czymś o wiele bardziej bolesnym byłoby dla PiS to, gdyby wskutek walki o większość w Senacie stracił prezydenturę. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań