Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Wspólne wybielanie komunizmu

Paweł Lisicki

Prezydent Andrzej Duda nie miał innego wyjścia: skoro nie pozwolono mu zabrać głosu w Yad Vashem, to do Izraela pojechać nie mógł. Dlaczego w ogóle do takiej sytuacji doszło? Wydaje się, że pozbycie się Polski, a więc największego państwa reprezentującego Europę Środkowo-Wschodnią, doświadczonego zarówno przez okupację komunistyczną, jak i hitlerowską, z grona wspominających tragedię narodu żydowskiego ma jeden główny cel: chodzi o niedopuszczenie do zrównywania zbrodni komunistycznych i nazistowskich. Dzięki temu zbrodnia Holokaustu zachowa swoją absolutną wyjątkowość i, co z tego wynika, będzie ją można dalej skutecznie instrumentalizować.

Po pierwsze, będzie można wzmocnić presję na wprowadzenie do kolejnych prawodawstw państw europejskich nowej definicji antysemityzmu, wraz z karami za jego propagowanie. Po drugie, ułatwi się presję na zdobycie odszkodowań za tzw. mienie bezspadkowe. Po trzecie, ułatwi się prowadzenie przez Izrael skutecznej polityki na Bliskim Wschodzie. Żeby to osiągnąć, nie wolno jednak, wynika z tego rozumowania, dopuścić do zrównania komunizmu z nazizmem. Jak miałby wyglądać nowy ład, doskonale widać w opisywanym zresztą w „Do Rzeczy” w maju 2019 r. dokumencie „Koniec antysemityzmu”, który powstał po zorganizowanym w listopadzie 2018 r. w Wiedniu spotkaniu tysiąca polityków i profesorów, zorganizowanym przez Europejski Kongres Żydów. Na jego czele stoi Mosze Kantor. Ten sam, który organizuje styczniowe spotkanie w Yad Vashem.

Otóż w dokumencie tym, promowanym przez Mosze Kantora, każdy kraj na walkę z antysemityzmem powinien wydawać co najmniej 0,02 proc. swojego PKB rocznie, a także wyznaczyć specjalnych urzędników do walki z wszelkimi przejawami antysemityzmu. Jak łatwo się domyślić, definicja antysemityzmu, która miałaby zostać wprowadzona do prawa we wszystkich państwach, jest bardzo szeroka: jego przejawem byłaby choćby krytyka polityki izraelskiej. „Izrael powinien być chwalony jako jedyny kraj na Bliskim Wschodzie, który zdołał zbudować działające społeczeństwo multikulturalne”. To, że jest to bzdura, najwyraźniej autorom dokumentu nie przeszkadzało.

Antysemityzm ma być traktowany wyłącznie jako przejaw uprzedzeń i niechęci, w żadnym razie nie wolno szukać dla niego uzasadnienia w jakichkolwiek działaniach samych Żydów. Okazuje się on też największym zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa, nieporównywalnym z żadnym innym. Nowa definicja antysemityzmu obejmuje też zakaz „pomniejszania znaczenia Holokaustu”. Co to może konkretnie oznaczać tłumaczył w zeszłym roku Efraim Zuroff z Centrum Simona Wiesenthala, kiedy to krytykował polską nowelizację ustawy o IPN. Zuroff mówił, że „istnieją dwa główne elementy zniekształcania Holokaustu. Jednym z nich jest ukrycie lub zminimalizowanie roli lokalnych kolaborantów. Drugim jest twierdzenie, że komunizm jest tak samo zły jak nazizm i że komunizm należy uznać za ludobójczy”. Gdyby przyjąć tego rodzaju rozumowanie za dobrą monetę, to krytyka tez prof. Jana Grabowskiego, mówiącego o zamordowaniu 200 tys. Żydów przez Polaków, powinna podlegać karze. Najważniejszym warunkiem powodzenia tej operacji musi być wybielenie komunizmu. Jak znowu trafnie zauważył Zuroff, „jeśli komunizm zalicza się do ludobójstwa, oznacza to, że Żydzi popełnili ludobójstwo. Żydowscy komuniści byli wśród tych, którzy popełnili zbrodnie reżimu komunistycznego. Jeśli Żydzi doświadczyli ludobójstwa, to jak możemy ich oskarżać, że dopuścili się ludobójstwa?”. Czyli narody Europy Środkowej, w tym Polska, nie mają prawa do własnej pamięci historycznej i do pamięci o ofiarach komunizmu. Zrównywanie komunizmu z nazizmem może bowiem prowadzić do przekonania, że Żydzi nie byli jedynymi czystymi, niewinnymi ofiarami XX w., odegrali przecież znaczącą, być może w niektórych momentach decydującą, rolę w tworzeniu ludobójczego systemu komunistycznego. Widać zatem, o co chodzi w obecnej rozgrywce. Łączą się tu interesy próbującego odwoływać się do komunistycznych resentymentów prezydenta Putina i interesy próbujących relatywizować komunizm środowisk żydowskich. Ten pierwszy chce wybielić Związek Sowiecki, bo na nim buduje nową rosyjską tożsamość; ci drudzy chcą go wybielić, bo dzięki temu zdejmują z siebie nawet cień odpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez komunistów i zachowują status unikalnych, czystych ofiar, tak potrzebny jako narzędzie walki o polityczną potęgę. Skutkiem takiego układu musi być próba zakwestionowania polskiej pamięci, dla której komunizm i nazizm były podobnie zbrodnicze. Wykluczenie obecności polskiego prezydenta w Yad Vashem to nie był przypadek. Nie małe faux pas lub błąd dyplomatyczny. Polskę czeka trudna walka. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań