Drodzy Czytelnicy!
Dziękujemy za wszystkie życzenia bożonarodzeniowe i noworoczne. Przypominamy, by pocztę elektroniczną do rubryki kierować na adres: listy@dorzeczy.pl.
Ad vocem listu…
[...] Mimo że jestem prawie o połowę młodsza od Pani Morawiec, doskonale rozumiem jej samotność i rozgoryczenie, ponieważ znam takie miejsca jak DPS – wszystkie podobne do siebie. Pracuję w jednym z nich. […]
Żeby przybliżyć samotność i cierpienie, którego doświadczają ludzie tam przebywający, opowiem o kilku pacjentach z zakładu, w którym pracuję (imiona zmienione).
Pani Jasia. Prawie stuletnia, pogodna staruszka. Ma już tylko jedno marzenie: żeby przed śmiercią spędzić chociaż jeden dzień ze swoimi dziećmi. Czy się spełni? Patrząc na rozwój sytuacji – wątpliwe. [...] trafiła do ZOP-u, ponieważ jej syn, prawie 70-letni, nie miał już sił opiekować się mamą. Ale odwiedzał ją codziennie. Przyjeżdżał po śniadaniu i spędzał z mamą prawie cały dzień. Gdy wprowadzono zakaz odwiedzin, syn (korzystając „z obecnych środków komunikacji i łatwości nawiązania kontaktu”) dzwonił codziennie. Po takiej rozmowie pani Jasia przez resztę dnia była roztrzęsiona i płakała, pytając: „Kiedy zobaczę mojego Stefusia?!”. […] według urzędników pan Stefan (który mieszka sam) stanowi dla niej śmiertelne niebezpieczeństwo. Ale personel, pracujący w kilku miejscach (również w jednostkach leczących chorych z COVID-19), jest dla niej bezpieczny…
Jola. Czterdziestolatka, której choroba zabrała ciało. Nie rusza się, nie mówi, nie połyka. Z własnej woli jedynie mruga oczami. Przed „pandemią” prawie codziennie była u niej mama. Czytała jej książki, gazety, głaskała, przytulała. Gdy Jola usłyszała, że mama nie będzie do niej przychodzić, bo wprowadzono zakaz, zaczęła płakać. Z racji tego, że nie ma odruchu połykania, dusiła się swoimi łzami. Wymagała stałego nadzoru i odsysania (czyli wyciągania spływającej wydzieliny z nosa i gardła za pomocą plastikowej rurki podłączonej do urządzenia ssącego), bo inaczej by się udusiła. I tak przez kilkanaście dni dopóty, dopóki Jola nie straciła nadziei… Od dziewięciu miesięcy Jola nie widziała mamy. „Nowoczesne środki komunikacji” nie są w stanie jej przytulić, pogłaskać… […].
Można by tak opisywać w nieskończoność historie ludzi zamkniętych od dziewięciu miesięcy w ZOL-ach, ZOP-ach, DPS-ach i innych podobnych instytucjach. Zamkniętych bez wyroku, pozbawionych kontaktu z bliskimi, niby dla ich dobra. Jedyną ich winą jest starość i/lub choroba.
Elżbieta Wierzbińska