Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Wolność nad Wisłą

Paweł Lisicki

Czasem może się wydawać, że szalejąca od lat globalna wojna kulturowa jest przegrana. Również w Polsce pojawiają się niepokojące oznaki: wyraźnie widać, jak rok po roku radykalna lewica, feministki i środowiska LGBT, korzystając ze wsparcia możnych tego świata, są coraz bardziej zuchwałe, coraz bardziej butne i pewne siebie. Pisałem już o skandalu, którym było udzielenie poparcia marszowi równości w Warszawie przez liczne globalne firmy; ich szefostwo coraz mocniej wykorzystuje zyski ze sprzedaży neutralnych produktów – usług finansowych, proszków do prania, lodów, odzieży, mebli – do promocji rewolucji obyczajowej.

Tak samo diabli mnie biorą, kiedy czytam o zaangażowaniu wielu ambasad, ponoć było ich w tym roku aż 53, w akcję wspierania gejów, homoseksualistów, lesbijek itd. Niektórzy ambasadorzy, np. pani Georgette Mosbacher, posunęli się w swym zapale tak daleko, że obwiesili na tęczowo swoje siedziby dyplomatyczne. Naprawdę, jeśli to nie jest przejaw kulturowego imperializmu, braku wyczucia, wrażliwości, krótko mówiąc: naruszenia dobrych reguł gościnności, to co to jest? Jakim prawem ambasador obcego państwa, zamiast szanować polskie obyczaje, polską tożsamość i wrażliwość, pakuje się z butami w nie swoje sprawy, chce mnie pouczać i upominać? Niech poszczególni ambasadorowie, na czele z naszym największym sojusznikiem, zajmą się wolnością i prawami człowieka u siebie. Szkoda zresztą, że polskim dyplomatom brakowało w tej sprawie większej stanowczości i nie potrafili nazwać rzeczy po imieniu. Nie rozumiem, dlaczego ani naszemu ministrowi spraw zagranicznych, ani jego zastępcy nie mogły przejść przez usta proste słowa, wskazujące, że zaangażowanie wysłanniczki prezydenta Donalda Trumpa we wspieranie ruchu LGBT w Polsce jest nie na miejscu i naraża na szwank relacje obu państw.

A co będzie, jeśli zamiast obwieszać budynki tęczowymi szmatami pani Mosbacher lub któryś z jej następców zacznie naciskać Polaków na zmiany w systemie prawodawstwa? Od 2015 r. w USA obowiązuje prawo, zgodnie z którym dwóch panów lub dwie panie mogą zostać mężem i żoną – prawo barbarzyńskie, głupie i żałosne, prawo, które przez większość Polaków, i słusznie, jest uważane za sprzeczne z naturą. Zaangażowanie na rzecz wspierania homoseksualistów to najbardziej fatalna część dziedzictwa Baracka Obamy i szkoda, że obecnemu prezydentowi USA zabrakło odwagi, żeby z nim zerwać. Jeszcze bardziej żałuję, że błędy te i szkodliwe rozwiązania Ameryka próbuje rozpowszechnić w innych państwach. Szkoda, wielka szkoda.

W obliczu powszechnego szaleństwa tym bardziej warto docenić te zachowania, które pokazują, że nie wszyscy upadli na głowę. Taką odwagą i zdrowym rozsądkiem wykazali się sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, którzy orzekli, że polski drukarz z Łodzi miał prawo odmówić wykonania usług na rzecz organizacji LGBT, skoro nie pozwalało mu na to sumienie. Brawo! Dobrze też, że publicznie zabrał głos w tej sprawie minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, który uznał, że orzeczenie TK to „święto wolności”. Drukarz Adam J. odmówił wykonania usługi nie ze względu na „orientację seksualną” kontrahenta, lecz ze względu na treść materiałów, która stała w sprzeczności z wyznawanymi przez niego wartościami. – Wolność należy się wszystkim. Nikt nie powinien pod hasłami tolerancji używać aparatu państwa, by zmuszać innych do gwałcenia ich własnej wolności – stwierdził słusznie Zbigniew Ziobro.

Owo orzeczenie i te słowa to najlepsza odpowiedź na niemądrą i w istocie łamiącą reguły relacji międzynarodowych akcję ambasadorów. Przesłanie płynące z Polski jest jasne: wbrew coraz większej presji świata Polska będzie bronić wolności słowa i wolności sumienia. Może nawet warto zastanowić się nad kontrakcją: może w dniu 26 czerwca, kiedy to zapadł wyrok TK, co roku na polskich ambasadach i na ambasadach innych państw uznających prawo naturalne powinny pojawić się plakaty lub hasła przypominające o wolności sumienia i o potrzebie jej obrony przed presją globalnej rewolucji LGBT. Dlaczego nie? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań