Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Na froncie walki z wirusem  

Paweł Lisicki

Trudno nie zauważyć gigantycznej dysproporcji między faktycznym zagrożeniem epidemią koronawirusa a histerią, którą wywołują doniesienia na jej temat. Nie zamierzam tu bynajmniej lekceważyć potrzeby walki z chorobą – oczywiście trzeba zachować ostrożność, dbać o higienę itd., itp. Potencjalne niebezpieczeństwo jest trochę większe niż w przypadku grypy, bo śmiertelność wynosi 3,4 proc., to prawda. Jednak wszystko to nie tłumaczy wystarczająco paniki. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego akurat ta choroba wywołuje coś, co śmiało można nazwać zbiorową paranoją? Powodów jest kilka.

Pierwszy to zmiana na rynku mediów, a ściślej rozwój mediów społecznościowych i Internetu. Obecnie, można powiedzieć, wszyscy mają dostęp do informacji praktycznie w tym samym czasie. Mają też wrażenie, że uczestniczą w tej samej historii. Zanim epidemia do Polski dotarła – nie wiem, czy jeden potwierdzony przypadek (piszę ten tekst w piątek) pozwala w ogóle mówić o epidemii – już Polacy za sprawą Internetu zarazy doświadczali. Już uczestniczyli w tej jednej zbiorowej opowieści. Na bieżąco. Tak jakby faktycznie już to ich dotykało. To złudzenie przynależności, które daje Internet, sprawia, że dawniej odległe wydarzenia, powolnie przebiegające procesy teraz skokowo przyspieszyły.

Nie da się też ukryć, że informacja o koronowirusie dobrze się sprzedaje. Im bardziej dramatyczne relacjonowanie, im więcej mocnych przymiotników i określeń, tym większe prawdopodobieństwo, że czytelnik przeczyta. Nic tak nie napędza zainteresowania jak strach. A jeśli ktoś przeczyta, to się przejmie. Czyli błyskawicznie ulegnie, nawet podświadomie, czemuś, co śmiało można nazwać zarażeniem emocjonalnym. Ponieważ wszyscy korzystają z tych samych źródeł w tym samym czasie, panika i lęk wybuchają znacznie szybciej i mają powszechny zasięg.

Drugi to powszechne przekonanie, że człowiek jest w stanie, dzięki technologii, wszystko kontrolować. To złudzenie leży też u podstaw zaangażowania w walkę z ociepleniem klimatu, które musi być traktowane jako efekt działań człowieka. Po prostu współczesnemu człowiekowi wydaje się, że przypadek i to, co nieoczekiwane, zostały praktycznie wykluczone. Jeśli zatem pojawia się coś niechcianego lub szkodliwego, to na pewno można nad tym zapanować. W tym sensie nowa epidemia, nawet jeśli w efekcie nie musi powodować większej śmiertelności niż inne choroby, budzi lęk. W świecie, w którym żyjemy, to, co nieoczekiwane, nie ma się prawa pojawić. Szczególnie jeśli z tym, co nieoczekiwane, łączy się groźba śmierci. Śmierć, jak wiadomo, całkowicie niemal została ze świadomości wyparta, okiełznana i zamknięta w statystykach i szpitalach. Nic dziwnego, że jej nieproszony powrót budzi taką grozę.

Po trzecie, trudno nie zauważyć, że do rozpowszechniania paniki przyczyniają się, w stopniu zaskakującym, ci, od których można byłoby oczekiwać nieco rozwagi i dystansu. Nie bardzo rozumiem, dlaczego tylu biskupów zaczęło zachowywać się tak, jakby zarządzali oddziałami zakaźnymi w szpitalach, a nie troszczyli się o zbawienie wieczne dusz. Rezygnacja z wody święconej, zakaz komunii świętej do ust – wszystko to z jednej strony pokazuje zeświecczenie świadomości, z drugiej jednak przyczynia się do wytwarzania atmosfery przerażenia. Sprawa musi być śmiertelnie poważna, skoro, mogą sądzić ludzie, Kościół zdecydował się na tak drastyczne posunięcia.

Dziwne to wszystko, naprawdę. Obserwując z dnia na dzień nakręcanie się spirali paniki, mam wrażenie, jakbyśmy znaleźli się w domu wariatów.

© ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań