Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Paranoja reporterów

Paweł Lisicki

Pod koniec lat 80. jako student prawa pojechałem, tak jak wielu innych, szukać pracy do Norwegii. Szczęśliwie mój norweski znajomy nie tylko mi w tym pomógł, lecz także zadbał o to, by moja kariera nie ograniczyła się do zbierania truskawek i malowania stodół. Od czasu do czasu zapraszał mnie na spotkania towarzyskie, na których można było, jak to bywa, porozmawiać od serca. Pamiętam, jak pewnego razu po jednym z nich wyszedłem zszokowany. Szliśmy wieczorem ulicami Oslo i w pewnej chwili nie wytrzymałem: „Słuchaj – spytałem – czy oni tak naprawdę?”. Popatrzył na mnie z ironią. „Tak, tu wielu tak uważa”. Chodziło o to, że większość spotkanych przeze mnie tego wieczoru norweskich studentów święcie wierzyła, że kapitalizm jest źródłem wyzysku i zniewolenia, prawdziwą wolność można znaleźć w komunizmie, a wolność demokratyczna to fasada, za którą skrywają się wyzysk i przemoc klasowa. Miałem wrażenie, jakbym właśnie opuścił dom wariatów. Pierwszy raz wtedy zrozumiałem, że wskutek ideologicznego zacietrzewienia można widzieć świat całkiem na opak.

Podobnie poczułem się, czytając ostatni raport na temat wolności prasy przygotowany przez skądinąd szacowną niegdyś instytucję, którą są Reporterzy bez Granic. Według niej Polska spadła na 62. miejsce w rankingu wolności mediów – obejmuje on 180 państw. Zdaniem autorów, jeśli chodzi o swobodę wypowiedzi, to jest ona w Polsce bardziej ograniczona niż m.in.: w Armenii, Gruzji, Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Nigrze czy Senegalu. W Europie Środkowo-Wschodniej gorzej pod tym względem wypadły tylko Węgry oraz Ukraina. Od 2015 r. w rankingu organizacji Reporterzy bez Granic Polska jest systematycznie umieszczana coraz niżej. Według autorów raportu Polska znajduje się „w grupie państw, w których występują wyraźne problemy z poszanowaniem wolności prasy”. W tej samej grupie są m.in.: Mongolia, Etiopia i Kirgistan. Naprawdę, to był primaaprilisowy żart. W jaki sposób ten raport się pojawił?

Powód pierwszy to oczywiście zaczadzenie ideologiczne autorów. Tak jak poznani przeze mnie wiele lat temu norwescy studenci, tak dzisiejsi reporterzy po prostu nie są w stanie kierować się rozumem. Emocja poprzedza i uniemożliwia wydanie sądu. Nie znoszą konserwatyzmu i prawicy. W istocie rzeczy wolność słowa jest w ich mniemaniu wolnością wypowiadania jedynie słusznych, liberalnych, postępowych i demokratycznych poglądów. Każdy, kto ich nie podziela, zostaje natychmiast odpowiednio napiętnowany i z debaty wykluczony. Staje się przedstawicielem „skrajnej prawicy” albo ekstremistą, albo nienawistnikiem.

W oczach zachodnich ekspertów miarą oceny wolności słowa przestał być już dawno pluralizm światopoglądowy. Gdyby tak było, Polska powinna zajmować jedno z pierwszych miejsc. To właśnie w Polsce dochodzi do prawdziwego starcia idei. To właśnie w Polsce można otwarcie mówić o tym, że aborcja to zabijanie nienarodzonych, a tzw. związki jednopłciowe są wynaturzeniem. To w Polsce wolno wskazywać na zagrożenie, które przynoszą muzułmańscy imigranci. Tyle że według liberalnych macherów te naturalne przejawy różnicy zdań są… znakiem nienawiści. Dlatego nic dziwnego, że na pierwszych miejscach w rankingu są te państwa, jak właśnie Norwegia, gdzie praktycznie realnej debaty i ostrych sporów nie ma. W większości państw wskazanych jako wzorce bezwzględnie panuje już ideologia politycznej poprawności. Dla poglądów tradycyjnych i konserwatywnych miejsca w debacie publicznej nie ma. Ewentualnie, owszem, ich reprezentanci mogą żyć, jeśli pogodzą się ze statusem pariasów w rezerwatach.

Jak można mówić o tym, że w Polsce brak wolności słowa, skoro w zdecydowanej większości mediów na rządzących wiesza się psy? Skoro całkiem bezkarnie i bez żadnych konsekwencji plecie się dzień w dzień i noc w noc, co ślina na język przyniesie, używając wobec władzy wszystkich możliwych epitetów? Skoro raz po raz jej przedstawicieli nazywa się szaleńcami, zarzuca się im autorytaryzm, uważa za oszołomów i nieudaczników? Zawsze publicznie, głośno i stanowczo. Można. Wystarczy zamknąć oczy.

Dzisiejsze raporty Reporterów bez Granic przypominają dawne opracowania sowieckiej „Prawdy”. Tylko że komunistyczni towarzysze produkowali swoje ustalenia powodowani strachem i konformizmem. A co kieruje Reporterami bez Granic? Rozumiem, że nikt im tych bredni pisać nie każe. Głupota to jednak za mało, żeby ich wytłumaczyć. Więc chyba ideologiczna paranoja. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań