W rzeczy samej
Musimy być surowi?
Paweł Lisicki
Papież Franciszek przyzwyczaił wiernych do, delikatnie to ujmując, dość niekonwencjonalnych wystąpień. Ich efektem często jest poczucie niepewności. Podobnie zapewne będzie z ostatnimi słowami papieża na temat Soboru Watykańskiego II oraz, nieco później, tradycjonalistów w Kościele. Występując przed włoskimi katechetami, Franciszek powiedział: „Albo pozostajesz z Kościołem i postępujesz zgodnie z Soborem Watykańskim II, albo, jeśli interpretujesz Sobór na swój sposób, nie jesteś w Kościele. Nie wolno negocjować z Soborem”. Dodał, że „sobór to nauczanie Kościoła”, to Magisterium i jeszcze bardziej stanowczo: „Musimy być w tej kwestii wymagający, surowi. Sobór nie podlega negocjacjom”.
W podobnym tonie papież wypowiedział się dla Catholic News Service. Mówiąc o katolikach w USA, powiedział, że są wśród nich może niewielkie grupy tradycjonalistów, ale podobnie jest w Watykanie, i zasugerował, że owych tradycjonalistów należy leczyć. Podobne przesłanie pojawiło się w rozmowie Franciszka z belgijskim tygodnikiem „Tertio”, gdzie papież uznał, że we wszystkich religiach, także w katolicyzmie, są fundamentaliści, którzy niszczą, wykrzywiają, doprowadzają do skażenia (do choroby) i podziałów. Wypowiedzi te każą zadać kilka pytań.
Po pierwsze, jak to możliwe, że papież, który przez tyle lat opowiada o powszechności miłosierdzia i o tym, że Bóg akceptuje każdego takim, jakim jest, w tym przypadku, najwyraźniej, zmienia zdanie? Czyżby miało się okazać, że jedynymi ludźmi, którzy nie mogą liczyć na bezwzględne miłosierdzie Boże, mają być katoliccy tradycjonaliści/fundamentaliści? Tym bardziej musi szokować język, którym papież opisuje te grupy: mają oni zostać uleczeni, są tymi, którzy „zarazili” swoją religię itd., itp. Trudno dostrzec w takich słowach szacunek i gotowość do dialogu.
Po drugie, nie sposób pojąć, jak mają się te surowe napomnienia – sobór nie podlega negocjacjom – do licznych papieskich wypowiedzi na temat potrzeby decentralizacji, pluralizmu teologicznego i synodalności w Kościele. Papież toleruje sytuację, w której wielu biskupów, choćby niemieckich, jawnie odrzuca doktrynę katolicką i jednocześnie surowo upomina tych, którzy są jej wierni – nawet jeśli – według niektórych – przesadnie. Coś się tu nie zgadza.
Po trzecie, kim w rozumieniu papieża są właściwie owi katoliccy fundamentaliści? Czy to ta sama grupa co tradycjonaliści? Czy chodzi o przywiązanie do klasycznej liturgii? A może o coś innego? Na czym polega konkretnie ich fundamentalizm? Na trwaniu przy wierze? Na walce o życie? Na sprzeciwie wobec ideologów LGBT? Ta krytyczna opinia na temat części amerykańskich katolików tym bardziej szokuje, że papież był jednym z pierwszych, którzy gratulowali zwycięstwa Joe Bidenowi, mimo że prezydent USA publicznie głosi poparcie dla nieskrępowanej aborcji i ideologii gender.
Po czwarte, Franciszek nigdzie nie wyjaśnił, w jakim sensie Sobór Watykański II stanowi nauczanie Kościoła. Jak wyraźnie mówił Paweł VI, opisując teologiczną rangę soboru, „zważywszy na jego duszpasterski charakter, Sobór unikał ogłaszania, w sposób uroczysty, dogmatów opatrzonych notą nieomylności”. Podobnie nauczali inni papieże przed Franciszkiem, a jego poprzednik, Benedykt XVI, w grudniu 2005 r. uznał, że dla uzdrowienia kryzysu w Kościele konieczna jest „hermeneutyka ciągłości”, a więc odczytanie soboru w zgodzie z Tradycją. Samo to jednak wskazuje, że ciągłość jest problemem. Jest to oczywiste: tam, gdzie chodzi o duszpasterstwo, tam chodzi o praktykę, nie doktrynę, a praktyka zawsze może być niedoskonała i zmienna. Dokumenty soboru mają różną rangę i wagę. Podobnie są w nich różne treści – jedne powtarzają stałą doktrynę, inne ją interpretują. Wydaje się zatem rozsądne, że ta nowa interpretacja podlega krytyce, a więc badaniu.
Po piąte, co równie uderzające, to właśnie papież Franciszek przyznał księżom Bractwa św. Piusa X, które z zasady zachowuje dystans wobec soboru, kilka lat temu szersze uprawnienia – do sprawowania sakramentu pokuty i udzielania sakramentu małżeństwa – niż jego poprzednicy. Skąd zatem teraz ta nagła zmiana tonu?
Może to być przypadek. Może być to jednak początek medialnej kampanii skierowanej przeciw nie do końca określonym „fundamentalistom” i „tradycjonalistom”. Być może chodzi o to, że jak wyraźnie widać, właśnie tradycyjne wspólnoty katolickie w najlepszym stanie przetrwały pandemię i to one przyciągają coraz większą liczbę gorliwych wiernych, często rozczarowanych uległością i kunktatorstwem oficjalnego, mainstreamowego Kościoła. Słowa papieskie byłyby zatem dowodem zaniepokojenia Watykanu i znakiem, że tradycyjni katolicy są znacznie silniejsi, niż mogłoby się to wydawać. © ℗