Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Transgenderowe imperium

Paweł Lisicki

W księdze Koheleta można przeczytać: „Cóż to jest, co było? To samo, co potem będzie. Cóż jest, co się stało? To, co się stanie. Nie ma nic nowego pod słońcem i nie może nikt mówić: »Oto to jest nowe«, już bowiem istniało w wiekach, które były przed nami”. Słowa te w pewnym tylko sensie trafnie opisują naszą rzeczywistość. Na dobre czy na złe, czy tego chcemy, czy nie, współcześnie musimy zderzać się wciąż z rzeczami, które są nowe, których nie było przed nami ani nie pojawiły się, przynajmniej w dokładnie takiej samej postaci, nigdy pod słońcem. Podkreślam „dokładnie takiej postaci” – bo w dziejach od wieku XVIII pojawiały się państwa odwołujące się do globalnej, uniwersalnej ideologii, których przywódcy przypisywali sobie prawo nauczania, a często i wymuszania na innych dostosowania się do swego rozumienia szczęścia ludzkości. Ostatnim takim przykładem ideologicznego, zaborczego imperium był szczęśliwie złożony do grobu nie tak całkiem dawno Związek Sowiecki.

Jest niebywałą ironią losu (sam gotów jestem w tym upatrywać dowodu na to, że Opatrzność obdarzona jest, jakkolwiek by to osobliwie brzmiało, swoistym poczuciem humoru), że nowy typ ideologicznej potęgi o zaborczych ciągotach właśnie zrodził się na naszych oczach i to w miejscu, gdzie jego objawienia nikt (a przynajmniej nikt w Polsce, tak w Ameryce zakochanej) się nie spodziewał. Nie mam wątpliwości, że wraz ze zwycięstwem Joe Bidena na mapie świata pojawił się nowy rodzaj bytu politycznego – imperium transgenderowe.

Zamiast bronić wolności i niezależności sumienia, dzisiejsza Ameryka jest i będzie w coraz większym stopniu głównym oponentem wolnej debaty. Można się spodziewać, że będzie też przeciwnikiem swobodnego działania Kościołów i wspólnot wyznaniowych, które nie będą chciały ulec dobrej nowinie transgenderyzmu. Zgodnie z nią każdy sam od pierwszej chwili świadomości (na pewno dotyczy to już kilkuletnich dzieci) decyduje, jaką płeć i jaką tożsamość seksualną sobie wybierze. Podobnie każdy sam ma prawo wybrać formy ekspresji swojej seksualności, a każdy, kto mu w tym wyborze będzie chciał przeszkadzać – czy to rodzice, czy autorytety religijne – musi się liczyć z represjami państwa. Każdy też, kto próbuje oceniać homoseksualizm czy transpłciowość w kategoriach moralnych, musi zostać z debaty publicznej usunięty.

Że to, co piszę, nie jest zapisem majaków prawicowych radykałów, najlepiej pokazuje sam prezydent Biden. W pierwszym zwycięskim przemówieniu nie tylko podziękował osobom transpłciowym, lecz także od razu jednoznacznie poparł osoby identyfikujące się z programem politycznym lobby LGBTQ. Nie była to kurtuazja. Ideologia genderowa, tak jak każdy inny przejaw umysłowej obsesji ludzkości, nie ogranicza się tylko do jednej sfery – musi objąć i podporządkować sobie całość ludzkiego życia. Nie tylko prawo, politykę, lecz także kulturę, sport, edukację. Oraz, przykro to powiedzieć, armię. Dlatego prezydent Biden ledwo wygrał, zachęcił do służby w amerykańskim wojsku jawnych „transów”. Mało tego. Nowy gospodarz Białego Domu już ogłosił, że wyeliminowanie „transfobii” jest jednym z najważniejszych celów wojska. Na razie szef Departamentu Obrony uznał, że walce z fobiami (homo i trans) amerykańskie jednostki będą poświęcały jeden dzień w miesiącu. Jestem przekonany, że to nie wystarczy. W nieodległej przyszłości zatem w wojsku USA pojawi się, przypuszczam, instytucja genderowych politruków, którzy będą wtłaczali żołnierzom odpowiedni przekaz i tropili niebezpieczne odchylenia.

Jednak prezydent postanowił nie tylko zmienić armię. Miesiąc temu ogłosił specjalne memorandum w sprawie przestrzegania praw człowieka wobec lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych, queerowych i interseksualnych na całym świecie. Zgodnie z nim „wszyscy ludzie powinni móc żyć bez strachu, bez względu na to, kim są i kogo kochają”. Biden wezwał wszystkich dyplomatów i wszystkie amerykańskie instytucje, by te „rozszerzyły wysiłki na rzecz zwalczania dyskryminacji, homofobii, transfobii i nietolerancji ze względu na status lub zachowanie LGBTQI+”.

Tak gruntowna zmiana polityki, nie tylko wewnętrznej, będzie miała poważne skutki dla ładu międzynarodowego. Można zakładać, że jeśli USA, jak wszystko na to wskazuje, coraz bardziej kierować się będą genderyzmem, to może to w istotnym stopniu pociągać za sobą wzrost napięcia i destabilizację świata zachodniego. Doprowadzi do podziału na tych, którzy nową wiarę przyjęli, i na tych, którzy ją odrzucają. Presja będzie wzmagać opór i podkopywać zaufanie. Poza tym historia uczy, że kierujące się agresywnymi, uniwersalnymi ideologiami państwa szybciej gotowe są odwoływać się do siły, by swe utopijne wizje zrealizować. A to zawsze zwiększa ryzyko. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań