Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Anatomia mściwej obsesji

Paweł Lisicki

Coraz mniej rzeczy mnie oburza, co konstatuję z pewnym niepokojem. Patrzę przeto na kolejne wzmożenia i nagonki organizowane przez liberalnych propagandystów spokojnie i bez emocji, widząc w nich wykonywanie różnego rodzaju ideologicznych i politycznych zleceń. Czasem jednak przesadzają. Czasem opowieści o służbie interesowi publicznemu i dążeniu do prawdy tak mocno kontrastują z faktycznymi działaniami, że nie sposób tego nie nazwać draństwem. Trudno mi wówczas nie odczuwać, powiem to tak, rozdrażnienia. A może wręcz gniewu?

Tak było, kiedy przeczytałem na kilku portalach dzieło wyprodukowane przy Czerskiej i poświęcone kwestii zatrudnienia syna byłej premier Beaty Szydło, byłego księdza Tymoteusza Szydły. Tekst powstał w ramach szerszej kampanii skierowanej przeciw Danielowi Obajtkowi. O ile w przypadku prezesa Orlenu dziennikarze mogą powołać się jednak na interes publiczny, o tyle włączenie do tej opowieści pana Szydły mogę uznać jedynie za przejaw chorobliwej zemsty i obsesji.

Syn byłej premier nigdy nie sprawował żadnej funkcji publicznej, nawet w najszerszym tego słowa rozumieniu. Nigdy nie zabrał też publicznie głosu – ja przynajmniej nie znam takiego przykładu. Nie znam jego opinii na żaden temat. Nie pracował na żadnym stanowisku w spółce Skarbu Państwa, nawet na najmniej eksponowanym. Nie słyszałem nigdy o żadnych przywilejach, którymi miałby się cieszyć ze względu na funkcję swojej matki. Jedyne, czego mogłem się o nim dowiedzieć, to to, że dość szybko po wyświęceniu na kapłana porzucił stan duchowny. Rzecz przykra i godna ubolewania, ale prywatna. Można się domyślić, że po takim doświadczeniu człowiek najchętniej zaszyłby się gdzieś w dziurę, schował i próbował odzyskać duchową równowagę. Ma do tego prawo. Jednak nie udaje mu się to. Gdziekolwiek się pojawi, zaraz za nim ciągnie żądna sensacji chmara. Żeby było jasne: jedynym powodem zainteresowania nim mediów jest nazwisko, to, że jest synem nielubianej i zwalczanej przez lewicowe media premier i że pomógł mu po odejściu z kapłaństwa, sądzę, prezes Orlenu. Wielka zbrodnia polega na tym, że w prywatnej firmie, w której Daniel Obajtek ma udziały od 2012 r. (nie większościowe!), pan Szydło został zatrudniony jako… przedstawiciel handlowy zajmujący się sprzedażą folii.

Oto jak wygląda to, co „GW” nazywa śledztwem. Cytuję: „Zadzwoniliśmy do firmy w Bieruniu na podany na jej stronie numer telefonu, odebrał syn Szydło. Gdy się przedstawiliśmy, zapytał, czy chcemy kupić jeden z produktów firmy. – Od kiedy pan tu pracuje? – zapytałem.

– Nie wiem, skąd ma pan tego typu informacje, ale zajmuję się tylko sprawami związanymi z pracą – odpowiedział.

Do bieruńskiej firmy wysłaliśmy pytania w sprawie Tymoteusza Szydły. Chcieliśmy wiedzieć, od kiedy jest z nią związany i czym się zajmuje. Co sprawiło, że znalazł tu zajęcie? Odpowiedzi nie dostaliśmy”.

Straszne, nieprawdaż? „GW” (lub OKO.press.pl, bo nie wiem, kto pierwszy do tego dotarł) ma kolejny dowód na łamanie konstytucji i panujący krwawy reżim.

A na poważnie: cała ta rozmowa i to rzekome śledztwo to nic innego, jak forma nękania i prześladowania. Czy syn byłej premier nie ma prawa pracować? Czy nie ma prawa ułożyć sobie życia? Czy nie może zachować milczenia? W przeciwieństwie do wielu durnych celebrytów były ksiądz robi wszystko, byle zachować prywatność. Jak rozumiem, nawet zmienił nazwisko – co zresztą „GW” wytropiła i publicznie pokazała, wskazując nazwę firmy i stanowisko.

To tylko jeden z wielu przykładów pokazujących, jak bardzo zmieniła się rola współczesnych mediów. Dziennikarze zamieniają się na role z naganiaczami, którzy bez żadnych skrupułów gnębią przeciwnika. W tej rozgrywce były ksiądz jest tylko narzędziem – atakuje się go, by uderzyć w matkę i, oczywiście, w polityków PiS. Swoją drogą żyjemy doprawdy w strasznym reżimie autorytarnym, w którym największym przywilejem syna byłej premier jest możliwość handlu foliami w Bieruniu. Z całym szacunkiem dla tej miejscowości i firmy nie sądzę, że chciałby się tam zatrudnić, nawet na krótko, jakikolwiek przedstawiciel gazetowych śledczych. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań