w rzeczy samej
Światełko w tunelu
Paweł Lisicki
N
ie jest dziś łatwo znaleźć dobre informacje. W powodzi doniesień złych
i bardzo złych, a wszystkie one związane są z epidemią i reakcjami na nią,
udało mi się jednak taką jedną nie najgorszą, a może w ogóle dobrą
informację odszukać. Otóż jest całkiem prawdopodobne, że dzięki
ostatecznemu rozstaniu Fideszu, partii Viktora Orbána, z Europejską Partią
Ludową nastąpi zmiana sił w Parlamencie Europejskim. Optymistyczny
scenariusz zakłada, że dojdzie do rozszerzenia formuły działania grupy
Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której po odejściu
brytyjskich torysów pozostali praktycznie tylko europosłowie PiS. Do
ugrupowania mogliby wejść europosłowie węgierscy z Fideszu i, co byłoby
jeszcze lepszym rozwiązaniem, grupa europosłów z Ligi, włoskiego
ugrupowania Matteo Salviniego. Gdyby tak się stało, to w PE pojawiłaby się
trzecia siła polityczna, niewiele mniej liczna niż partia
socjaldemokratyczna. Miałoby to swoje ogromne zalety.
Po pierwsze byłby to znak, że wreszcie różne formacje konserwatywne, w obliczu
zagrożenia lewicowo-liberalną dominacją, nauczyły się działać razem.
Pojawiłaby się pozycja oparta na trzech filarach PiS-Fidesz-Liga.
Zmieniłby się wówczas układ sił: zamiast jak do tej pory stanowić
margines, europejscy konserwatyści mogliby odgrywać znacznie większą rolę.
Nie chodzi tu tylko o zwiększenie czasu na przemówienia ani większy udział
w komisjach PE, choć to też ważne. Takie ugrupowanie stałoby się też
naturalnym punktem oporu, zarówno w sensie intelektualnym, jak
i politycznym, dla liberalnej lewicy. Być może zagroziłoby ono pozycji
najliczniejszej Europejskiej Partii Ludowej. Kto wie, może uchowali się
tam jeszcze jacyś prawdziwi konserwatyści?
P
o drugie, a ma to ogromne znaczenie dla Polski, wzmocniona grupa EKR miałaby
znacznie więcej do powiedzenia w przypadku obrad i ich przebiegu. Chociaż
nadal trzeba się będzie liczyć z szarżami radykałów, którzy będą opowiadać
o końcu polskiej demokracji i panującym nad Wisłą autorytaryzmie, to ich
głos będzie brzmiał mniej donośnie. Sam fakt, że przeciw będzie występować
zorganizowana i liczna grupa polityczna, składająca się również z włoskich
europosłów, czynić będzie tę narrację dodatkowo absurdalną.
Po trzecie wreszcie pojawienie się takiej wyraźnej alternatywy, odwołującej
się do wartości takich jak suwerenność narodowa, ojczyzna, tradycja
zachodnia i chrześcijaństwo, na pewno wzmocniłoby różne
antyestablishmentowe ugrupowania w całej Europie i, kto wie, być może
w ogóle w przyszłości doprowadziłoby do realnej równowagi w PE. Obecnie
bowiem PE występuje w dwóch głównie rolach. Jest, po pierwsze,
propagandową szczekaczką oraz silną grupą lobbystyczną na rzecz rewolucji
genderowej. Stanowi, po drugie, zaplecze dla europejskiego federalizmu.
Parlament to oparcie dla tych, którzy najchętniej pozbyliby się osobnych
państw narodowych.
G
łówną przeszkodą w osiągnięciu porozumienia między europosłami PiS, Fideszu
i Ligi może być odmienny stosunek do Rosji. Polscy politycy są pod tym
względem znacznie bardziej ostrożni i krytyczni niż Włosi czy Węgrzy.
Warszawa wciąż uważa Rosję za największe zagrożenie, dla Włochów i Węgrów
jest ona raczej partnerem. Trudno pogodzić te różne wrażliwości. Jednak
kto nie podejmuje ryzyka, ten w końcu traci. Obecna sytuacja, skutek
praktycznego poddania chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej pod mentalną
dominację lewicy, sprawia, że polscy prawicowi europosłowie występują
wyłącznie w roli chłopca do bicia. Nie ma innego sposobu, by to zmienić,
niż połączenie sił. To zaś oznacza zawarcie kompromisu z Węgrami Orbána
i w przyszłości z Włochami Salviniego. Jeśli chodzi o stosunek do Rosji,
to niech każdy postępuje tak, jak uważa za stosowne. Dla polskich,
konserwatywnych europosłów na pierwszym miejscu powinna być obrona
polskiej tożsamości kulturowej i narodowej, na którą to właśnie
najbardziej nastaje Unia w obecnej swojej postaci. PE odgrywa w tym
procesie wyjątkowo niechlubną rolę. Nowe ugrupowanie (nieważne, czy pod
starą, czy zmienioną nazwą) mogłoby to zmienić. © ℗