Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Operacja antypolska – kolejna odsłona

paweł lisicki

Schemat jest od lat zawsze taki sam. Pewnego dnia zachodni polityk lub publicysta, często o żydowskich korzeniach, ogłasza szkalujący tekst (może też udzielać wywiadu), w którym to przypisuje Polakom i Polsce odpowiedzialność za Holokaust. Następnie podnoszą się protesty, zwykle ze strony polskiego rządu i Polaków, w efekcie czego tenże polityk lub publicysta wycofuje się i przeprasza lub, co równie częste, nie przeprasza, ale twierdzi, że został źle zrozumiany. Wszystko zależy już od osobistego zaangażowania, determinacji i stopnia bezczelności danej osoby. Cel operacji jest jasny. Chodzi o powolne sączenie do podświadomości odbiorców, zwykle niezbyt zorientowanych w sprawach historii, zbitki, stereotypu: kto myśli „Polska” i „Polacy”, ten ma od razu skojarzyć z tymi pojęciami winę za mordowanie Żydów. Czasem uczestnicy tej operacji wprost rzucają oskarżenia, czasem poprzestają tylko na półsłówkach i sugestiach.

Dokładnie taki przebieg miała awantura wywołana tekstem Mashy Gessen w „New Yorkerze”. Jak wiadomo, napisała ona, że „aby oczyścić naród z zarzutu zamordowania trzech milionów Żydów, polski rząd posuwa się do ścigania za zniesławienie dwojga naukowców”. I wymieniła nazwiska rzekomo prześladowanych – prof. Jana Grabowskiego i prof. Barbary Engelking. Chodzi o sprawę historyków, przypominam, którym warszawski sąd okręgowy nakazał przeprosić za jedną z informacji umieszczonych w książce „Dalej jest noc”. Tekst ten był pod wieloma względami osobliwy, a zarazem typowy. Po pierwsze, zacytowane tu zdanie znalazło się także w podtytule tekstu – najwyraźniej redaktorzy uznali je za na tyle frapujące i odważne, że wybili je i podkreślili jego rangę. Nie chodzi zatem o głupotę i hucpę pani Gessen, ale o głupotę i hucpę co najmniej tych, którzy napisane przez nią oskarżenie podtrzymali. Po drugie, nikomu nie przyszło do głowy, że wyrok sądu odnosił się do konkretnego błędu i fałszerstwa popełnionego przez autorów.

P

o protestach różnych polskich instytucji, a także – co warto podkreślić – Forum Żydów Polskich pani Gessen nieco zmodyfikowała swoje stanowisko, podobnie jak redakcja „New Yorkera”. Obecnie podtytuł brzmi: „Naukowcy mierzą się z pozwami o zniesławienie oraz potencjalnymi zarzutami karnymi w ramach wysiłków polskiego rządu, by oczyścić naród z zarzutów jakiejkolwiek roli w zamordowaniu trzech milionów Żydów podczas okupacji hitlerowskiej”. Zmiana ta została uznana przez polskiego ambasadora za dobry znak, podobnie przyjęli ją inni polscy przedstawiciele. Nie bardzo rozumiem, skąd ten optymizm. Zamiast prostego kłamstwa pojawiła się półprawda: skoro „polski rząd” chce oczyścić „naród” od „jakiejkolwiek roli w zamordowaniu trzech milionów Żydów podczas okupacji hitlerowskiej”, to najwyraźniej, w domyśle, mamy do czynienia wciąż z próbą przykrycia zbrodni. Bo przecież nikt w „New Yorkerze” nie ma wątpliwości, i taki jest też przekaz zmodyfikowanego tekstu, że „udział narodu [polskiego]” w zamordowaniu trzech milionów Żydów jest oczywisty, pytanie tylko, jak wielki on był.

Takich artykułów na temat Polski ukazuje się całkiem sporo. Nie tak całkiem dawno Shlomo Avineri, o którym mogłem przeczytać, że jest przyjacielem Polski, zastanawiał się nad tym, czy to nie polski antysemityzm był przyczyną, przez którą nie doszło do porozumienia II Rzeczypospolitej ze Związkiem Sowieckim w 1939 r. Niechęć polskiego rządu do rezygnacji z niepodległości i poddania się Stalinowi miała być podyktowana wrogością do Żydów. Podobnie jak wrogością do Żydów podyktowana była rzekomo niechęć AK do pomocy powstańcom w getcie. Trudno w spokoju czytać te brednie, ale cóż, powtórzę: te teksty i tezy, które się w nich pojawiają, nie wynikają z ignorancji. Są one doskonałym zapisem zjawiska, o którym pisałem w książce „Krew na naszych rękach?”, czyli religii Holokaustu. Cała ludzka historia zostaje sprowadzona tylko do tego jednego zdarzenia, wszystko zostaje mu podporządkowane. Ludobójstwo Żydów zostaje wyłączone z historii i staje się wydarzeniem metafizycznym. W ten sposób historycy, publicyści i politycy mogą stawiać najbardziej niedorzeczne tezy. A to, że przy okazji przygotowują grunt pod kolejne finansowe roszczenia organizacji żydowskich, domagających się zwrotu tzw. mienia bezspadkowego? Toż to czysty przypadek, a kto uważa inaczej, ten antysemita.

Czy to znaczy, że nie należy protestować? Wręcz przeciwnie. Nie tylko należy protestować, lecz także dodatkowo tak zmienić polskie prawo, żeby oszczercy, na ile to możliwe, wreszcie zaczęli się bać. Chociaż troszkę. Należy także zrozumieć, że nie chodzi tu o ciąg nieszczęśliwych przypadków ignorancji, ale o świadomą, długofalową, skierowaną przeciw Polsce kampanię dyfamacyjną. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań